Jaka to jest niesamowita gierka!
Zacznę od jej największego minusu (w wersji polskiej) - pudełko/opakowanie. No dramat do kwadratu! Jak można zaprojektować pudełko, na grę karcianą, w której nie mieszczą się karty w koszulkach.
Lecimy z pozytywami :D
Przepiękne grafiki na kartach. Uwielbiam neonowe klimaty, a tu pięknie wchodzi dodatkowo postapo. Kreska postaci i miejsc jest niesamowita.
Mechaniczne mamy tutaj doczynienia w zasadzie z grą z pogranicza TCG/CCG, czyli Magiców, Pokemonów, Keyforge etc. (tak wiem, Keyforge nie jest CCG, ale mechanicznie jest bardzo podobny :P).
Nasze pole gry jest podzielone na strefy. W każdej będziemy zagrywać różne karty, które mają za zadanie chronić nasze bazy. Celem gry jest zniszczenie baz przeciwnika. Co w tej grze jest najlepsze, to surowiec, którym jest woda. Za wszystko nią płacimy, za zagranie kart, za użycie umiejek etc. No i musimy tą wodą zarządzać w taki sposób, żeby wymaksować nasze możliwości w każdej turze.
No gra jest prześwietna i tylko to pudełko zabiera mi ten kawałeczek oceny od ideału. Zainwestuje kiedyś w pudełko z wersji angielskiej i zmienię ocenę :D
Parafrazując klasyka: jak masz być punkiem musisz być twardy. Nie możesz sobie pozwolić na to że cię rozbije jakaś sytuacja. To są naprawdę poważne sprawy, tu nie ma żartów. Albo umiesz, albo nie umiesz, a jak nie umiesz, to znaczy, że się nie nadajesz. Radlands - tutaj przypadkowe strzały z granatnika o poranku to normalka, także szykujcie się na ostrą wymianę ognia.
Radlands to dynamiczna dwuosobówka, karciana naparzanka, której zakup okazał się strzałem w dziesiątkę. Zasady są banalne, setup błyskawiczny, a rozgrywka zamyka się w 30 minutach - tyle mniej więcej zajmie nam puszczenie z dymem obozów przeciwnika. Lub tyle będziemy czekać, aż to on finalnie wysadzi nas w powietrze.
Genialne ilustracje w neonowym, punkowym klimacie pozwalają świetnie wczuć się w temat, choć trzeba przyznać, że największą robotę robią tutaj maty, które niestety nie stanowią wyposażenia podstawowego, a są li tylko trudno dostępnym artefaktem, cenniejszym nawet niż woda. Bez nich nie jest aż tak kolorowo, acz nawet z nimi kolorowo wcale być nie musi. Czasookres - przed lub po zagładzie nuklearnej (zależy, czy użyto umiejętności karty Reaktora). Miejsce akcji nie jest sprecyzowane w instrukcji, ale tytuł gry sugeruje, że brutalne walki mają miejsce na obrzeżach Radomia.
Duża losowość to cecha charakterystyczna tej gry, bo jest jej tu równie dużo, co koloru różowego, i podobnie jak ów róż nie przeszkadza mi ona w ogóle. W zasadzie na tym polega istota rozgrywki - by jak najlepiej wykorzystać to, co nam się trafi, nawet, gdyby była to walka nierówna i nieproporcjonalna. Nie zawsze wszak dysponujemy wyrzutnią rakiet, czasem trzeba walczyć do końca z procą w ręku. Co druga partyjka może zakończyć się poczuciem jawnej niesprawiedliwości po stronie pokonanego, ale przez to gwarantuję, że wywoła ona przede wszystkim chęć szybkiego, natychmiastowego rewanżu.
Radlandsy trafiły do mojego TOP szybkich dwuosobówek. Przez ostatnich kilka dni grzaliśmy tytuł kilkanaście razy, co przy liczbie pudeł do ogrania zdarza nam się bardzo sporadycznie. Gra uzależnia, ale nie bierze jeńców i nie wybacza błędów. Wszystkie chwyty dozwolone, uderzamy do oporu, jedynym ograniczeniem jest ilość dostępnej wody, która jest zasobem limitowanym jak same maty do gry. Próżno kryć się za kawałkiem blachy falistej - trzeba ustawić karabin na ogień ciągły i ładować cały magazynek w stronę przeciwnika! 🔥
Gorąco polecam.