Jak możemy przeczytać w instrukcji warchest to prezent jaki generał dał dzieciom króla żeby ćwiczyli swoje umiejętności wojenne. Muszę przyznać jest bardzo dobrze i mimo, że gra podobnie do szachu raczej nie ma klimatu to powyższy opis daje do myślenia - nawet jeżeli to bzdura.
Poziom kombinowania jest bardzo wysoki. Do tego mimo, że pudełko jest świetne z powodzeniem możemy grę sobie spakować w coś mniejszego i zapakować do plecaka na wycieczkę. Pokerowe ciężkie żetony zagrywane na jeden z 3 sposobów i wywołujące różne efekty jest naprawdę świetne proste acz nie prostackie.
Na minus jedynie, że nikt nie pomyślał o macie. Gdyby można było dokupić chociażby taka ściereczkę jaką mamy w Pax Pamir gra dużo by zyskała.
Na początku mojej planszowej drogi znałem tylko różne oblicza abstrakcyjnego konfliktu.
Wychowano mnie na warcabach i szachach, ale przy całej ich brutalnie klasycznej elegancji, cierpiały one na niedostatki w zakresie dostarczania pożywki dla rozgorączkowanej wyobraźni kanapowego stratega.
Na szczęście pojawiło się pudełko pełne abstrakcyjnego klimatu.
I dlatego ostro tnę w War Chest czyli taki nieoficjalny prequel Nieustraszonych, który równie dobrze mógłby się zwać Undaunted: The Box
Kiedy zamienisz karty z Nieustraszonych na sztony i wyrzucisz z nich wszystkie niuanse, to zostanie czysty destylat taktycznej rozgrywki i tym właśnie jest War Chest.
W tym bag builderze, podobnie jak w Nieustraszonych, nie ma innej możliwości odchudzenia swojej „talii” żetonów, jak posłanie sztonów na pewną śmierć, a najgorsze, co może cię spotkać na polu bitwy, to jednostka bez możliwości ruchu.
Nieustraszeni: Pudełko - Genialna gra.
Cel gry jest prosty jak konstrukcja włóczni, wyłożyć wszystkie swoje żetony kontroli na strategiczne heksy planszy, zanim zrobi to przeciwnik. Nikt nie mówi, że będzie to łatwe. I dobrze.
Każdy szton to odrębny wojownik na „heksownicy” symbolicznego konfliktu uzbrojony w swoją wyjątkową taktykę, którym trzeba tak manewrować, atakować i posyłać go na zatracenie, żeby przynajmniej wyjść z tego pojedynku z twarzą.
Nie bez powodu sztony w War Chest mają pokerowy rodowód. Poza endgamem po wyjątkowo krwawym starciu nigdy nie ma pewności, jakie trzy sztony przeciwnik trzyma w ręku, więc często trzeba podejmować skalkulowane ryzyko. Jak bardzo można w boju polegać na rachunku prawdopodobieństwa? Nie można.
Arsenał szesnastu rodzajów sztonów, z których do bitki wystawiamy cztery, zapewnia wystarczającą ilość kombinacji, żeby policzenie potencjału regrywalności wymagało użycia kalkulatora. Gospodarowanie sztonami z ręki umożliwia wystawianie jednostek na planszę, wzmacnianie oddziału, ruch, atak, akcje taktyki, rekrutację, przejęcie inicjatywy, co daje wystarczający wachlarz opcji, żeby mieć materiał do taktycznych przemyśleń.
Poza tym, że trzeba liczyć tylko na siebie, należy kalkulować ile jakich sztonów przeciwnik ma w woreczku, które mu zostały w rezerwach, co zeszło, co mogło być zagrane jako zakryte, bo to decyduje o jego następnym ruchu. On tak samo próbuję wejść ci do głowy i do worka. Pojedynek umysłów na żetony.
Gra jest dynamiczna i brutalna. War Chest jest jednocześnie policzalny i zaskakujący. Otwierając War Chest wystawiasz się na działanie skondensowanej dawki testosteronu. Podczas gry broda spontanicznie wyrośnie ci w miejscach, gdzie nie powinieneś mieć włosów. War Chest tak daleko stoi od abstraktów pokroju Azula, jak Valhalla leży od Equestrii. Azul jest dla słabych.
Gdyby szachy miały jaja, byłyby War Chestem.