Uwaga! Poniższa recenzja dotyczy
PROTOTYPU. Finalnie gra może wyglądać nieco inaczej. Postępy można zobaczyć na stronie kampanii:
LINK DO KAMPANII.[współpracareklamowa] Współpraca barterowa z wydawnictwem Phalanx, dziękujemy za możliwość ogrywania prototypu! Wydawca nie ma wpływu na treść recenzji.
TEMATYKA
W grze Triumph wcielimy się w jedną z słynnych rzymskich rodzin patrycjuszy, rywalizując o tytuł cesarza Rzymu poprzez zdobycie jak największej liczby punktów prestiżu. W trakcie rozgrywki będziemy licytować się oraz negocjować z innymi graczami, snuć intrygi, zawierać tymczasowe sojusze, a także prowadzić kampanie, aby odeprzeć armię barbarzyńców oraz zdobywać nowe prowincje. Temat gry jest zauważalny podczas rozgrywki i dobrze odzwierciedla czasy Republiki Rzymskiej, kiedy to władza leżała w rękach patrycjuszy.
INSTRUKCJA
Ciężko jest ocenić instrukcję kiedy czytało się dopiero prototyp zebranych zasad. Na ten moment jest to zrobione dobrze. Jednakże, warto byłoby bardziej szczegółowo określić niektóre kwestie, np. w jakich momentach kładziemy żetony legionów czerwoną stroną do góry, a w jakich szarą stroną.
MECHANIKA
Rozgrywka składa się z 3 rund, z których każda zawiera 7 faz. Szczególnie lubię tę część gry, w której na początku 5 faz dochodzi do licytacji pomiędzy graczami. Podczas licytacji korzystamy z kart rodziny, które zawierają cyfry i są zagrywane zakryte. Gdy wszyscy gracze wybiorą swoje karty, to następnie odkrywamy je i porównujemy ich wartości. Dodatkowo mamy możliwość ich modyfikacji, wykorzystując znaczniki intryg, karty praw lub stosując określone efekty budynków. To co mi się bardzo spodobało, to fakt, że kolejność, w jakiej gracze modyfikują wartości wpływów, jest otwarta i nieograniczona, więc możemy sobie poczekać i zobaczyć co zrobią inni. Po zakończeniu fazy licytacji, ustalamy kolejność wykonywania kolejnych faz.
Podczas faz będziemy mogli dobierać i kupować karty praw; budować budynki, które mogą pomóc nam w zdobywaniu punktów prestiżu oraz uzyskać dodatkowe efekty; przeprowadzać kampanię, by podbijać nowe prowincje i walczyć z barbarzyńcami; zdobywać tytuł pretora, który pozwoli nam na usunięcie z planszy tzw. klientów przeciwnika; sponsorować gry, które na koniec rozgrywki przyniosą nam punkty zwycięstwa.
Jeśli chodzi o wspomnianych klientów (czyli nasze małe kosteczki), to będziemy je dokładać do prowincji należące do Rzymu. To dzięki nim będziemy mogli zdobyć punkty prestiżu na koniec danej rundy. Podliczamy kto ile ma klientów w danym obszarze, a następnie gracz na pierwszym, drugim oraz trzecim miejscu otrzymuje tyle punktów, ile wskazuje dana prowincja. Od razu skojarzyło mi się to z El Grande, które bardzo lubię, tutaj też spodobał mi się ten element gry.
Natomiast to co najciekawsze jest w tej grze oraz dodaje pikanterii, to karty prawa. Dzięki nim możemy namieszać podczas rozgrywki i popsuć plany naszych przeciwników. Niektóre karty są bardzo wredne, ale ja uwielbiam takie rzeczy. Podoba mi się też to, że możemy zawierać sojusze z innymi graczami, wymieniać się różnymi elementami oraz obiecywać sobie niestworzone rzeczy, a i tak nie są one wiążące (co też podkreślono w instrukcji).
Warto również wspomnieć o kampaniach i walkach z barbarzyńcami, które odgrywają istotną rolę w grze. Gdy któryś z dowódców wroga dotrze do Rzymu, wszyscy gracze przegrywają rozgrywkę. Dlatego istotne jest odpieranie tych wojsk, a w tym pomogą nam legiony uzyskane z karty rodziny, pomocników oraz garnizonu. W pojedynkę może być trudno stawić czoła silnym dowódcom wroga. W każdej rundzie możemy być atakowani przez 2-4 wrogów jednocześnie, więc negocjacje są istotnym elementem tej gry. Niemniej jednak, miałam również wrażenie, że niektórzy dowódcy barbarzyńców byli zbyt łatwi do pokonania, a rzadko zdarzały się sytuacje, w których nie udawało nam się ich pokonać.
Jednakże istnieje jedna kwestia, która mniej mi się spodobała w tej grze. Choć uzyskane efekty z budynków, na których stawiamy swoich klientów po prawej stronie, są ciekawe i pożądane, po kilku rozgrywkach z moimi graczami doszliśmy do wniosku, że umieszczanie naszych kosteczek w miejscach po lewej stronie, które dają nam tylko 2 punkty prestiżu, nie jest opłacalne, ponieważ korzystniej jest umieścić je w jednej z prowincji. Ponadto, każdego takiego klienta w budynku musimy na koniec danej rundy opłacić w postaci podatków.
CZAS ROZGRYWKI
W moich rozgrywkach rzadko występował downtime, wszyscy sprawnie wykonywali swoje akcje. Maksymalnie grałam ok. 1,5 godziny.
WYKONANIE
Jest to prototyp, więc nie będę oceniać jakości komponentów czy też grafik na kartach, bo to pewnie się zmieni. Jednak już teraz muszę przyznać, że plansza prezentuje się naprawdę dobrze. Jest przede wszystkim czytelna, a przy okazji ładnie wykonana.
PODSUMOWANIE
Triumph to tytuł pełen interakcji pomiędzy graczami, w którym najbardziej zauważalną mechaniką są licytacje o wpływy w poszczególnych fazach. Natomiast punkty zwycięstwa zdobywamy poprzez naszych klientów w prowincjach, pokonanych dowódców barbarzyńców oraz sponsorowanie gier. Wredoty w tej grze jest mnóstwo, ale ja lubię takie rzeczy. Dzięki kartom praw oraz niektórym efektom budynków możemy namieszać w planach naszych przeciwników. Sama instrukcja w grze sugeruje, że możemy zawierać sojusze, wymieniać się różnymi elementami, a nie koniecznie wywiązywać się z zawartej umowy, gdyż nie są one wiążące. To są moje klimaty, więc pozostaje mi teraz poczekać na premierę tej gry. Wielkim plusem jest również dynamiczna rozgrywka, a także jej czas, bo spokojnie grę rozegramy do 1,5 godziny. Jeśli oglądaliście kiedyś serial Rzym i spodobały Wam się te klimaty, to tym bardziej powinniście zagrać w tę grę.
/Patrycja