W swojej klasie przyjemnej gry rodzinnej sprawdza się wyśmienicie i w takiej kategorii ja oceniam. Bardzo dobra jakość wykonania, w szczególności kart, a do tego przyjemne grafiki kwiatków. Gra się nie dłuży, a na dwie osoby spokojnie można się zmieścić poniżej 30min. Bardzo polecam.
Potrafię zabić kwiatka na śmierć jednym spojrzeniem. Moje doniczki pełne są zakopanych wyrzutów sumienia.
Musicie to wiedzieć, żeby zrozumieć, dlaczego gram w Doniczki.
Do przestrzennych układanek mam stosunek oziębły, wręcz wyrachowany. Każda udaje, że ma jakiś temat, ale po wypreparowaniu mechanik, okazuje się kolejną wariacją sudoku.
W Doniczki dałem się nabić z miłości. Najlepsza Z Żon uwielbia więzić rośliny i wystawiać je na widok publiczny, a ja ubóstwiam ją na tyle, żeby specjalnie dla niej przemycić do domu grę z pozoru o kwiatkach doniczkowych.
Rozplanowanie sobie siatki kart 5x3 z losowej wystawki to pikuś przy wciskaniu nowych gier na półki, gdzie nawet tlen się nie mieści. W grze musisz po prostu trzymać się zestawu prostych reguł. W życiu musisz naginać i łamać wszelkie zasady, łącznie z żelaznymi prawami czasoprzestrzeni. Pan Łamigłówka Przestrzenna to moje indiańskie imię.
Doniczki to taka Kaskadia z kart dla cierpiących na lęk przestrzeni alergików.
Układasz sobie własną strefę komfortu w szachownicę z kart roślin i kolorowych pokoików dopasowując ikonki naświetlenia dla wzrostu kwiecia oraz dopasowując kolory żetonów pierdółek do wystroju wnętrza dla lepszego punktowania sąsiadującej z pomieszczeniem flory. I proszę, Doniczki strzeszczone na jednym wdechu.
Aby móc sobie radzić z losowym wykładaniem kart na ryneczek i dociągiem żetonów z woreczka trzeba używać rąk do roślin. To takie zielone okejki, które pozwalają wymieniać elementy wystawki, łamać reguły dobierania, a jeszcze pomagają rosnąć kwiatkom. Okazuje się, że rośliny pokojowe też są łase na lajki.
Nawet balkonowy ogrodnik potrzebuje narzędzi oraz worka porządnego gruntu. Dzięki żetonom pielęgnacji w doniczkach robi się bujność. Kiedy kwiatek osiągnie maksymalny poziom wybujałości, wtedy jest wart więcej punktów. Opieka nad kwiatkami w mieszkaniu jest prosta. Wystarczy nie zapomnieć podlewać. Prawda?
Dołóż jeszcze po jednej z trzech rodzajów kart celów punktowania, żeby uzyskać namiastkę regrywalności i już masz grę w pełnym rozkwicie. Oryginalnym patentem, który zwiększa twoje opcje wyboru, jest to, że rynek składa się z dwóch rzędów kart przełożonych szeregiem żetonów. Możesz zabrać kartę kwiatka plus żeton, lub kartę pokoju plus żeton. Bez obaw, szansę na to, żeby którakolwiek z potencjalnych par ci pasowała, są mikroskopijne. Ale właśnie z tego powodu grasz w logiczne abstrakty. Żeby heroicznie stawiać czoła losowości pociskom kapryśnego losu.
Partyjka Doniczek jest jak orgia introwertyków. Każdy zamyka się w osobnym pokoju zapieczętowanym głośnym „Nie przeszkadzać!” i skrobie sobie własnego pasjansa. Prawdopodobnie spotkacie się na ogłoszeniu wyników. Ale nie zakładałbym się.
Punktujesz za to, za siamto, za owamto, więc istnieje duża szansa na to, że spora część z tego, co robiłeś z kwiatkami, nie miało większego znaczenia, zwłaszcza jak cele z kart dostają zeza rozbieżnego. Ale bez stresu, doniczka to nie szklarnia, dużo tu do ogarnięcia nie ma. Zawsze wiesz, co robisz, chociaż przeważnie to jakaś karłowata odmiana mniejszego zła.
Na tle innych gwiazd kolektywnej abstrakcji Doniczki olśniewają przeciętnością. Z zamkniętymi oczami mogę zagrać w którąkolwiek z innych przyjemnych łamigłówek i ledwo odczuję różnicę. Czy to będzie Kaskadia, Ekosystem lub właśnie Doniczki. Temperatura letnia, wigotność komfortowa, poziom ekscytacji taki, jakby mi kaktus zakwitł znienacka.
Zagram z każdym przy byle okazji, bo to jest idealna gra do towarzyskiego wyłożenia na stół. A potem Najlepsza Z Żon zapyta złowrogo, czy aby podlałem doniczki...