Poniżej unikatowe świadectwo z okresu, kiedy posadami Imperium Rzymskiego wstrząsnął Pojedynek.
Relację spisał własnoręcznie jeden z głównych aktorów dramatu.
W skrócie: młody uzurpator skrzyknął legionistów, skorumpował senatorów, zawierzył się Marsowi, żeby zrobić totalny wjazd na chatę starego piernika, jak to ujęliby współcześni kronikarze.
Pozwólmy, żeby przemówił głos sprzed wieków.
"Ja, Daniel Ludus Maximus kreślę te słowa w chwili, gdy siepacze mojego śmiertelnego wroga Adama Novusa plądrują villę, niewolą sługi, upojeni na równi winem jak i żądzą krwi, niczym robactwo przeszukują każdy zakamarek domostwa, żeby mnie ściąć i rzucić krwawe trofeum u stóp swego pana.
Stulecia chwalebnej historii mojego rodu kończą się tej nocy, w zgiełku i pożodze, gdy żołdactwo przelewa krew patrycjuszy na ofiarę dla Marsa.
Niech mój los będzie dla wszystkich przestrogą. Nawet łaska bogów na nic zda się przeciw korupcji i brutalnej, prymitywnej sile.
Adam Novus dostąpił zaszczytów i zyskał na znaczeniu dzięki wojaczce. Pomimo niskiego urodzenia szybko zyskał podziw nie plebejuszy, ale także i senatorów szczodrze płacąc za ich przychylność łupami i złotowłosymi niewolnikami pojmanymi na mroźnych krańcach imperium.
Szybko zaskarbił sobie lojalność legionów i wżenił się w jeden z pomniejszych rodów, aby paradować wśród chciwych starców w Senacie niczym heros, jakim sami chcieliby zostać za młodu nim pozwolili, żeby ich przeżarła moralna zgnilizna, korupcja i folgowanie słabościom, z których uczynili cnoty.
Zanim zdążyłem zareagować, powstało wojenne stronnictwo, którego prawdziwym i jedynym celem było doprowadzenie do mojej zguby.
Mój ród pracował nad produkcją dóbr, z których słynęło Imperium, pielęgnował naukę, która uczyniła Rzym wiecznym i czcił bogów, żeby lud nie utracił ich łask.
Wszystko to na próżno.
Tytaniczny wysiłek, który podejmowałem tylko odwlekał nieuchronną porażkę.
Zdominowany militarnie, ponoszący klęskę za klęską, bezsilny politycznie, gdyż wszystkie dekrety faworyzowały mojego rywala napełniając jego skrzynie sestercjami niemal przy każdym jego i moim ruchu, musiałem skalać się czynami niegodnymi prawdziwego Rzymianina.
Nasyłałem spiskowców uszczuplając jego skarbiec, sabotując jego przedsięwzięcia, lecz wysokie koszty tych niecnych postępków przyniosły znikome i w dodatku gorzkie owoce.
W graniczącej z paniką desperacji składałem daniny i ofiary każdemu bóstwu w Panteonie w nadziei odwrócenia okrutnych wyroków Fortuny. Wszystkie me wysiłki spełzły na niczym, a chciwi darów bogowie raczyli tylko dłużej bawić się moim kosztem.
Teraz, u kresu dni, wiedząc że już nie ujrzę złocistego rydwanu Heliosa, jestem pogodzony z porażką. Wiem, że walczyłem że wszystkich sił, pozostając wierny tradycjom swojego rodu.
Zanim siepacze Novusa wtargną do łaźni, ja odejdę oczyszczony, pozbawiwszy śmiertelnego wroga satysfakcji haniebnego pozbawienia mnie życia. Zejdę z areny świata zachowując honor i oddając się bogom.
Zaiste, "Siedem cudów świata: pojedynek" z dodatkami jest grą epicką i nawet przegrana weń warta jest elegii."
Jedna z moich ulubionych gier dwuosobowych. Odkąd ją mamy, nie pamiętam żebyśmy zagrali w podstawowa wersję 7 cudów.
Rozgrywka jest szybka, zasady proste i mamy parę dróg do zwycięstwa. Spora regrywalność ze względu na losowe ułożenie kart. Nie zauważyłam, aby kolejność graczy determinowała kto wygra.
Zawsze gorąco ją polecam, zdecydowanie wolę Pojedynek od dyżych 7 Cudów Świata.