Nie spodziewałem się tak przyjemnego i przepięknie wykonanego fillerka.
Mamy tu doczynienia z grą, w której tłem jest śmierć króla, a my wcielamy się nie jako we frakcje chcące dążyć do władzy.
Każdy otrzymuje kartę swojego lidera, na którym widać dwie z 4 dostępnych frakcji. Każda ma inne warunki zwycięstwa. W trakcie rozgrywki będziemy zagrywać karty postaci (tu pojawia się ten wspaniale wpleciony humor w postaci nazw postaci oraz ich genialny wygląd!), dobierać karty, odrzucać je i znacząco zmieniać sytuację na stole i na torze rozgrywki. Polecanko mocne każdemu
Super gierka do uzupełnienia kolekcji. Bardzo proste zasady, do połknięcia w 3 minuty. Ilustracje, które rozbawiają i cieszą oko i do tego rozgrywka, która idzie sprawnie i przyjemnie. Udany tytuł w alternatywie dla większej liczby graczy.
Ukryci liderzy to nieduża taktyczna karcianka w stosunkowo małym pudełku. Z wyglądu przekąska do piwa.
Ta gra jest prosta jak z A do B. Kumpel ci wszystko wyjaśni zanim sobie dolejesz. Możesz grać ze słyszenia, z kart pomocy.
Karty są komicznie ilustrowane, a ich nazwy śmiechowe. To analogowy ekwiwalent memów i tego mi właśnie trzeba.
Zagrywasz kartę z ręki, albo wymieniasz karty. Jak wykładasz kolesia z ręki, to robisz, co jest napisane i przesuwasz dwa znaczniki lub jeden znacznik, jak każe karta. Dobierasz do czterech, odrzucasz do trzech i krótko czekasz na swoją kolej, bo tu się nie zamula. Nie ma z czego.
Fabularnie to jest tak, że cysorz kopnął w kalendarz i teraz są cztery frakcje, których ukryci liderzy chcą zostać nowym CEO. Te stronnictwa to czerwone, zielone, czarne i niebieskie. Jakaś koteria wygra w zależności od tego, jakie będzie końcowe położenie czerwonego i zielonego znacznika na torze, który na czarnym końcu ma wojnę. Ze wstępu fabularnego pamięta się kolory i to, że king is dead. To i tak więcej niż z filmu Marvela.
Wygrywa się tu ukrytym liderem, który ma interes w sekretnym manipulowaniu sytuacją na tym torze czegoś tam, bo jest niecnie powiązany z dwiema frakcjami. Można wygrać aż na dwa sposoby. Ale każdy też może wygrać tak jak ty.
Gra kończy się, kiedy któryś z graczy wyłoży przed siebie określoną liczbę odkrytych kart bohaterów, bo da się je umieszczać też zakryte. O, i jednego zakrytego kolesia ma się od początku z zabunkrowanym liderem. Pełna konspira.
O rozstrzyganiu remisów decydować będzie skład ekipy.
Karty bierze się z karczmy lub stosu dobierania w porcie, a discarduje się je do dziczy, lub usuwa na cmentarz, żeby dotrzymały towarzystwa martwemu monarsze. Z odkrytymi i zakrytymi kartami można robić bardzo różne rzeczy. Tylko nudzić się nie można.
Gra w przeciąganie liny jest tu tak dobra jak w Watergate. Każdy pcha i ciągnie biedne znaczniki nie dając im chwili oddechu. Przy dwóch graczach nie ma tu miejsca na blef, bo każdy ruch ma znaczenie i nie da się grać inaczej, niż w otwarte intencje. Większa liczba egoistów przy stole gwarantuje więcej chaosu, a ten jak powszechnie wiadomo, jest drabiną.
Zagranie odpowiedniej karty we właściwym momencie jest tak satysfakcjonujące, jak powinno być. Da się manipulować odkrytymi i zakrytymi kartami, robić wymiany, dociągi, usuwać bohaterów z własnej lub cudzej ekipy, no dzieje się na stole. Im głębiej w las, tym bardziej manipuluje się okolicznościami wywołania końca gry, żeby ugrać coś dla siebie rzutem na taśmę.
Interakcja jest i to jak najbardziej negatywna. Taka najlepiej pasuje do piwa, nawet bezalkoholowego.
Ukryci liderzy to filer z ambicjami w tej samej kategorii wagowej, co Oriflamme, To ja go tnę! czy Stwory z obory.
Mnie się podoba, bo jedna półkula mózgu może sobie pograć na luzie, a druga wciąż jest świadoma rzeczy do zrobienia na piątek cieszy się jak dzika, że się tym nie przejmuje.
Jak dla mnie mocne zagram jeszcze raz.