Oddział zapudełkowy Muzeum Planszowych Wykopalisk Ery Nowożytnej ma zaszczyt zaprosić na odczyt: „Dialogi akropolitańskie - logika familijnej urbanistyki”.
Sympozjum zostało zorganizowane przy wydatnej współpracy Pionu Badawczo-Rozwojowego Półki Bezwstydu.
Akropolis jest przyjemną, logiczną mozaiką, która nie odstrasza zasadami, nie komplikuje życia rozgrywką i wabi dziatwę przyjemnym wyglądem. To najlepsza definicja pojęcia „familijny” zawarta w słowie „rodzinny”.
W teorii ta gra jest o projektowaniu idealnego śródziemnomorskiego miasta, ale nie przywiązywałbym się do tego jak do demokracji w Atenach.
W praktyce trzeba tu tak sobie przestrzennie rozplanować układ barwnych pól, żeby wyciągnąć z tego galimatiasu jak najwięcej punktów. Jeden kolor będzie dążył do utworzenia maksymalnej plamy, drugi nie lubi sąsiedztwa bliźniaków, trzeci lubi trzymać się na uboczu, czwarty kocha ścisk, a piąty woli sobie pofilozofować, najlepiej nad taflą jeziora. Każdy reprezentuje konkretny aspekt urbanistyki ery planszowego bronzu, lecz w gruncie rzeczy pozostaje całkowicie abstrakcyjny.
- Doszły mnie słuchy, że znów zamierzasz wyprzedzić swoją epokę. Powiedz Archimedesie, czy u ciebie aby wszystko z głową w porządku?
- Ja tylko chciałem udrożnić przepływ towarów w dni targowe. Wozy sprzedawców amfor strasznie korkują uliczki dojazdowe agory. Potrzebna jest taka drobna modyfikacja.
- To całe twoje Metros... to jakiś absurd! Żeby tak sobie ryć tunele w litej skale? Czy ty wiesz jakie to koszty dla polis? Budżet to nie przelewki!
- Ale to nie tak... Najpierw położymy tory. Dopiero potem zbudujemy na nich miasto. Będzie taniej.
- Eureka, geniuszu! To nawet może się udać. Ale czekaj... Tory? Jakie tory? Co to są tory?!
Akropolis wykorzystuje zdobycze kultury piętrowego kładzenia kafelków. Już ludy Lamalandu wykorzystywały tę technologię do tworzenia tetrisowych wzgórz. Cywilizacja Teotihuacan uczyniła zeń piramidalny wręcz element rozgrywki.
Akropolis nie wynajduje koła na nowo, lecz czyni je heksem. Kafelki w grze składają się z trzech połączonych heksagonalnych pól, co dodaje jej geometrycznego uroku.
Miasto rośnie wszerz i wzwyż, kiedy kafle wdrapują się na już ułożone heksy, żeby zapewnić wyższe punktowanie wzniesionym segmentom układu.
Mnożniki punktowe zapewniają odpowiedniego koloru pola placów, którym nie zależy, na jakiej wysokości leżą.
Budulcem jest klasyczny kamień, dostarczany przez obszary kamieniołomów zakrywane dokładanym kaflem.
Akropolis tak bardzo trzyma się prawideł decorum, że należy wymyślić coś ekstra, aby móc rozwlec wywód do akademickich standardów.
- Przepraszam, którędy do Minotaura? Chyba zabłądziłem.
- Ja też tam się wybieram. Zaczekajmy razem.
- Jak to „zaczekajmy”?
- Teraz to za daleko. Trzeba by iść naokoło. Nie opłaca się. Teraz ten dystrykt to prawdziwy labirynt. Ale już za rundkę będzie całkiem inaczej.
- A co ma się zmienić? Na co czekamy?
- Tak czuję, że położą tu dzielnicę mieszkalną. Wyżej położone nieruchomości lepiej punktują. Pójdziemy sobie prosto do świątyni. Będzie pod górkę, ale znacznie krócej. Zdążymy w sam raz na porę karmienia. Jeszcze żadnej procesji nie przegapiłem.
- To ja panu pomogę we wspinaczce. Razem będzie łatwiej.
- Dziękuję ci młodzieńcze. Jak cię zwą?
- Tezeusz.
Jedyna interakcja pomiędzy graczami występuje pod postacią podbierania atrakcyjnych nieruchomości z wystawki kafelków. Za możliwość szerszego wyboru płaci się właśnie kubikami kamieni.
Wariant zaawansowany gry wprowadza dodatkowe zasady punktowania, co zwiększa interakcję, ale tylko pomiędzy heksami.
Tryb solo wprowadza ruwalizację ze zautomatyzowanym architektem, który w każdej z trzech odsłon rządzi się własnymi zasadami za nic mając prawa ludzkie i boskie.
- Ta nowa świątynia, tam na szczycie, to jakiemu bogu poświęcona?
- Wzniesiono ją ku czci Anteny, patronki socialskrybów. Wznosi się aż na trzy kafle, prawie pod sam Olimp.
- Na niebiosa! Dlaczego tak wysoko?
- Dla zasięgów.
Rozgrywka w Akropolis trwa tak krótko, że człowiek nie zdąży się grą rozczarować, nawet gdyby się postarał. Jest bardzo prosta, ale maksowanie wyników wymaga włączenia szarych komórek. Właściwie ta gra, nie potrzebuje dodatkowych komplikatorów. Jest dokładnie tym, czym jest, przestrzenną łamigłówką.
Próg wejścia jest tu tak niski, że trzeba się do niego dokopać.
Akropolis udowadnia, że mniej znaczy więcej. Mniej więcej.
Na zakończenie posłuchajmy głosów z sali, żeby uszanować tradycję uczonego dyskursu.
- Dla mnie Akropolis to przykład filerka z gatunku intelektualnie towarzyskich. Zalecam jako przystawkę przed grą wieczoru, lub deserek po głównej uczcie.
- Ja poznałem moją byłą żonę tydzień temu w bibliotece, przy stoliku z Akropolis. Dla nas obojga był to gateway w świat planszówek, takie zapoznanie z materią przed skokiem na głęboką wodę...
- Przepraszam szanownego kolegę. Byłą???
- Bo w noc poślubną spróbowaliśmy Calico...
- Dla mnie to nie ma sensu. Wszystko jedno vanitas. Nudne to, szare, powtarzalne. Taki prymitywistyczny egzystencjalizm.
- Pan docent sobie kafelki odwróci na kolorową stronę.
- Ach!
- Hmm! Mmnhm! Mmm!
- Najmocniej zgromadzonych przepraszam za to zamieszanie. Ameritraszowiec. Nie upilnowaliśmy. Wyrwał się...