Granie w Brazil: Narodziny imperium jest jak randka z weselszą, seksowniejszą siostrą Scythe. Rozgrywka nie jest aż tak wymagająca, daje sporo euraskowej frajdy i ma dokładnie tyle iksów, ile trzeba.
Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby mieć obie w kolekcji. Najlepiej na osobnych półkach, żeby nie były o siebie zazdrosne.
Wszystko będzie grało, dopóki nie dowiedzą się, że obie mają tego samego chłopaka.
Brazil poznałem zanim zagrałem w Scythe. Nie byłem wtedy gotów na podejmowanie poważnych planszowych zobowiązań. Znajdowałem się akurat na takim etapie hobby, kiedy przelotny flirt z atrakcyjną strategią wydawał się dobrą inwestycją. Poza tym Scythe było wtedy nieco poza moją ligą. Na randkę z dziewczyną z sąsiedztwa idziesz, żeby się dobrze bawić i nie myśleć gorączkowo o konsekwencjach kolejnej akcji.
Odebrałem grę z paczkomatu praktycznie nic o niej nie wiedząc. Zazwyczaj staram się zrobić dokładny research przed unboxingiem, lecz tym razem postanowiłem zaufać w ciemno intuicji. Wszystko, co ma na okładce epolety, muszkiety i tubylców, jest na tyle ekscytujące, żeby nie żałować potem porannej kawy. Okazja, żeby się bliżej poznać nadarzyła się już tamtego wieczoru. Od tego czasu spotykamy się w miarę regularnie.
- Ależ ty szałowo wyglądasz! Te śliczne ilustracje, te piony takie szachowe, te żywe kolorki na kafelkach. Dech zapiera!
- Dziękuję. Tak sobie szatkę graficzną wyciągnęłam z dna szafy. Nic specjalnego. Tobie też dobrze w tym.. Też masz... oczy. Ładne.
- Opowiedz mi coś o sobie.
- Pochodzę z Brazylii. Jak nietrudno się domyślić, zawodowo specjalizuję się w jej historii. Czytałeś może moją broszurę?
- Jak na razie tylko instrukcję, ale szybko nadrobię. Obiecuję.
- Wiesz, że poszczególne scenariusze nawiązują do kluczowych epizodów z przeszłości mojej ojczyzny?
- Uhm... Tak, tak.
- Mógłbyś czasem coś poczytać, a nie tylko wgapiać się w planszetki.
- Czym się zajmujesz?
- Eksploruję, dokonuję ekspansji, eksploatuję i od czasu do czasu eksterminuję na modularnej planszy za pomocą systemu wyboru akcji powiązanego z bonusami do ruchu.
- Zabrzmiało to tak z lekka militarnie.
- Nie jestem aż tak wojownicza. Na ekonomii, produkcji oraz zarządzaniu też się znam. I potrafię w rozwój technologiczny. Może na taką nie wyglądam, ale mam doktorat z ulepszania akcji.
- Co chciałabyś osiągnąć, tak na planszy...
- Zwycięstwo! Sukces! Tylko nie przez odbębnienie rund jak na etacie, lecz zrealizowanie celów gry przed wszystkimi. Wtedy wygrywa się bardziej.
- Ale punkty wciąż liczyć trzeba?
- A jak inaczej przeciwnik ma uświadomić sobie, jak bardzo został pognębiony? Tylko przez miażdżącą przewagę w punktach.
- Chyba prawdziwego zwycięzcy nie poznaje się po tym, że szybko kończy?
- Trzeba sobie policzyć, kiedy opłaca się zwinąć interes. Oczywiście ten, komu idzie najlepiej, często również najskuteczniej wypełnia zadania w grze.
- A jaki masz patent na siebie?
- Wynalazłam dwustronne kafelki budynków i usprawnień. Na każdej ze stron widnieją inne konstrukcje, które przynoszą różne zasoby. Specjalną akcją można odwrócić kafelek, żeby pozyskiwać inne surowce.
- Co jeszcze cię wyróżnia?
- Uwielbiam sztukę, a szczególnie kocham malarstwo. Dzięki kolekcjonowaniu obrazów, można zdobyć szereg bardzo przydatnych bonusów. To nie snobizm, to inwestycja.
- Powiedz mi więcej, jaka jesteś wspaniała.
- Zasoby u mnie po prostu leżą na kafelkach, wystarczy po nie sięgnąć. Kiedy jednostki wędrują z planszetki na mapę, odblokowują korzyść w punktach zwycięstwa. Mam dużo kart bonusowych do walki. Ulepszenie akcji na planszetce polega na przeniesieniu znacznika, co pozwala zyskać bonus i punkty...
- Poczekaj, to brzmi łudząco podobnie do Scythe!
- O czym ty w ogóle mówisz! Jakie Scythe? Nie mamy ze sobą nic wspólnego! Obracamy się w zupełnie różnych kręgach towarzyskich. Ja jestem tak wyjątkowa, że mam aż dwa zasoby, które służą za dżokery!
- To ostatnie... to chyba nie jest zaleta...
- Więcej zawsze znaczy lepiej! Zbierasz planszówki, a jeszcze tego nie ogarnąłeś? No dobra... poniosło mnie. Przepraszam. Teraz ty zdradź, czym się zajmujesz?
- Gram w gry.
- To jednak lepiej będzie, jak porozmawiamy więcej o mnie.
- Jakie są, według ciebie, twoje największe wady?
- To rozmowa rekrutacyjna jest? Szukasz planszówki, czy pracownicy?
- Ja tylko chciałem, żebyśmy się lepiej poznali, zanim do czegoś dojdzie...
- W ten sposób to sobie możesz z pasjansami pogrywać! Ale skoro już pytasz, to pomimo chamstwa, zasługujesz na odpowiedź. Mogę mieć niezrównoważone frakcje. Konflikty potrafią eskalować bez rozstrzygnięcia, albo drastycznie pozbawić kogoś na starcie szansy na wygraną. Gracz pozostający w tyle raczej nie nadgoni w wyścigu po zwycięstwo. Poza tym, jestem doskonała.
- Co powiesz na to, żebyśmy przenieśli się w bardziej przytulne miejsce?
- Na przykład do ciebie, żebyś mógł pochwalić się swoją kolekcją planszówek?
- Mam bardzo wygodny regalik i stół mięciutko wyściełany, na którym można się wygodnie rozłożyć...
- Wspaniale! Bardzo lubię wygodne półeczki i niczego się nie wstydzę. A masz... może... Scythe?
- Tak! Z dodatkami!
- To nigdzie nie idę!
Jesteśmy razem z Brazil na stałe już od dwóch i pół roku. Od tego czasu poznałem dużo gier, sporo obiektywnie od niej lepszych, lecz żadnej nie dała się na długo zepchnąć że stołu. Kiedy dostanie pełnoprawną automę, to nie będę musiał się nią z nikim dzielić.