Wirus – recenzja

Wirusy występują naturalnie w przyrodzie, ale od czasu pojawienia się zorganizowanej nauki mogą także powstawać w laboratoriach – najczęściej medycznych lub wojskowych. Czasem też uda się je wyhodować jakiejś organizacji terrorystycznej. Do której z tych kategorii zalicza się szpital w Leśnej Dziurze? Tego nie podano. Można więc podejrzewać, że chodzi o tajne laboratorium działające pod przykrywką odstraszającej odległymi terminami wizyt placówki NFZ. Jakkolwiek by nie było, pewnego dnia pracujący tam stażyści odkrywają, że pojemniki z próbkami śmiertelnie groźnych wirusów są puste. Co to oznacza…? Ano tyle, że należy stawić czoła epidemii. Komu się to uda, zyska uznanie i granty. Przegrany trafi natomiast w ręce odpowiednich służb. Jakich? To również ściśle tajne.

Na wezwanie regionalnego centrum epidemiologicznego odpowiedziałem z należytą starannością. Podesłana do badań próbka była należycie zabezpieczona w szczelnym kontenerku z etykietą, po której można było poznać, że to nie przelewki. Czym prędzej umyłem ręce, ubrałem ochronny kombinezon i maskę, po czym wybrałem się z próbką do laboratorium, gdzie miało nastąpić zerwanie plomby z pojemnika zabezpieczającego.

Po otwarciu pojemnika okazało się, że podjęte przeze mnie kroki bezpieczeństwa były słuszne, w kontenerku bowiem roiło się od mikroskopijnych cząsteczek, a także kilku większych szczepów wirusów, które nawet w tak hermetycznym zamknięciu znalazły sposób na to by się rozmnożyć.

Po krótkiej chwili szperania dostrzegłem jednak winowajcę, którego ofiarą padli personel i pacjenci szpitala w Leśnej Dziurze. Oto z pomiędzy cząsteczek mniejszych wirusów wyłonił się zielono-fioletowy korpus Wirusa. Czym prędzej przeniosłem go na stanowisko pracy i przyjrzałem się mu bliżej przez mikroskop.

 

Pierwsze spojrzenie przez mikroskop

Gra „Wirus” zajmuje małe, poręczne pudełko, które bez problemu zmieści się w plecaku, reklamówce, a nawet damskiej torebce średniej wielkości. Jej okładka – doktor w stroju operacyjnym wznosi strzykawkę do góry, a wokół niego krążą wyszczerzone złośliwie wirusy – zapowiada produkcję z przymrużeniem oka. W środku znajdziemy instrukcję (jedna karta złożona na troje) oraz 68 kart podzielonych na cztery rodzaje: organy, wirusy, szczepionki, terapie. Otrzymujemy także dwie puste karty, na których możemy dodać autorskie elementy rozgrywki. Duży plus dla wydawcy za umieszczenie w środku przegródki, dzięki której możemy podzielić karty na dwie połówki i trzymać w należytym porządku.

 

Cechy charakterystyczne i sposób postępowania z Wirusem

Celem tej przeznaczonej dla 2-6 osób zabawy jest zebranie czterech zdrowych organów. Są to najważniejsze części ludzkiego ciała: mózg, wątroba, serce i kości. Niby wydaje się to proste, jednak inni gracze będą starali się nam przeszkadzać – i vice versa.

Przygotowanie do zabawy zajmuje moment. Tasujemy porządnie karty, rozdajemy każdemu z graczy po trzy i… to wszystko. Jeśli jest to pierwsza rozgrywka, dobrze położyć na podorędziu instrukcję, w której wyjaśniono dokładnie efekty działań wszystkich dostępnych kart.

 

Próby kliniczne na żywym organizmie

Podczas rozgrywki każdy gracz kolejno zagrywa lub odrzuca kartę z ręki, a następnie dobiera ich tyle, aby mieć na ręce trzy. Nie ma żadnej opcji, aby któryś wykonał choćby jedną akcję więcej podczas swojej kolejki. Dzięki temu gra toczy się dynamicznie, a rozgrywka w 3-4 osoby nie powinna zająć więcej niż 20 minut. Rodzaje zagrywanych kart można podzielić „od siekiery” na dwa rodzaje: pozytywne dla gracza i szkodliwe dla rywali. Pozytywne to oczywiście organy. Jeśli na ręce trafi się którykolwiek z nich, kładziemy na stole i gotowe. Można także posłużyć się szczepionką i umieścić ją na już leżącym organie, aby stał się bardziej odporny na wirusy. Warunek – musi mieć ona ten sam kolor, co i organ. Jeśli zaś umieścimy na nim kolejną, stanie się on całkowicie odporny na jakiekolwiek wrogie ataki – poza ewentualną kradzieżą.

Chcesz zaszkodzić przeciwnikowi? Jeśli masz na swojej ręce wirusa w kolorze organu, który wyłożył rywal, wówczas możesz (z mniej lub bardziej złośliwą miną) wykorzystać swoją akcję na położenie na nim wirusa. A jeśli uda Ci się tam umieścić drugiego – organ zostanie zniszczony i przeciwnik musi go odrzucić. Za pomocą wirusa można zniszczyć także szczepionkę, którą oponent próbuje zabezpieczyć swój organ. Nie należy mieć wyrzutów sumienia – tutaj może wygrać tylko jedna osoba.

Tym, co sprawia, że rozgrywka nie jest prostą wymianą wirusowo-szczepionkowych ciosów, są karty z kategorii „terapie”. To dość euforyczne określenie na efekty ich działania, ponieważ umożliwiają one m.in. kradzież wybranego organu od dowolnego rywala (obojętne, czy jest on zaszczepiony, czy też nie), a nawet możliwość kompletnej wymiany wszystkich posiadanych przez siebie organów na te, które zebrał przeciwnik. To doskonały sposób, aby pozbyć się zawirusowanych narządów w zamian za zdrowe!

Zakończenie gry jest klarowne i nie pozostawia żadnych wątpliwości – kto pierwszy będzie mieć przed sobą cztery zdrowe organy, zostaje zwycięzcą. Drugiego ani pozostałych miejsc nie przewidziano.

Wnioski z badań

Wirus dynamicznością przypomina zabawy typu Uno czy nieco bardziej zaawansowane Koszmarium (gdzie również buduje się ciało, ale z trzech elementów). Zagrywamy/odrzucamy kartę, dociągamy, zagrywamy/odrzucamy, dociągamy i tak dalej. Jednak należy przyjąć pewną taktykę – można skupić się na szkodzeniu konkurencji, swoje organy traktując po macoszemu i myśleć o nich dopiero wtedy, gdy poważnie zaszkodzi się innym, albo tez odwrotnie – położyć nacisk na narządach i ich zabezpieczaniu przed złośliwościami reszty graczy. Jest także trzecia droga – czyli dbamy o organy, a zarazem staramy przy każdej okazji szkodzić. Która metoda lepsza? Każda ma swoje plusy i minusy oraz niesie za sobą podobne ryzyko porażki. Każdy musi zdecydować samodzielnie.

Co bardzo mi się spodobało, to dynamika zabawy. Mamy tylko kilka prostych opcji, bez możliwości kombinowania, a więc decyzje podejmuje się momentalnie, zaś prostota zasad jest tak duża, że nawet dzieci w wieku ośmiu lat mogą doskonale bawić się przy tym tytule. Należy jednak zauważyć, że zabawa dla dwóch osób będzie kiepskim doświadczeniem – sprowadza się do działania typu „cios za cios”. Dopiero przy trzech i większej ilości osób powstają chwilowe sojusze, mające na celu niszczenie organów lidera, a człowiek nigdy nie może być pewien, z której strony uderzą złowieszcze wirusy lub nadejdzie złodziej organów. Przy zaciętej rywalizacji gra budzi emocje i co rusz przy stoliku rozlegają się okrzyki radości lub zapowiedzi okrutnej pomsty.

Podsumowując: Wirus to prosta, szybka gra, która doskonale nadaje się na niedzielne popołudnie lub w charakterze rozgrzewki przed bardziej zaawansowanymi tytułami. Jest pozycją uniwersalną, przy której emocje przeżywać mogą zarówno dzieci, jak i osoby dorosłe. Powinna równie dobrze sprawdzić w gronie familijnym, jak i podczas posiedzenia ze znajomymi w pubie. Choć po 2-3 partyjkach staje się nieco nudna, to jednak pozwalają one na miłe spędzenie ok. godziny życia.

PLUSY:

  • bardzo proste zasady
  • potrafi wzbudzać emocje
  • dynamika rozgrywki
  • humorystyczna oprawa graficzna

MINUSY:

  • kiepska skalowalność dla dwojga graczy
  • niewielkie pole do popisu dla osób lubiących planowanie
  • powtarzalność rozgrywki może zacząć nużyć po kilkunastu partiach

 


Jeśli podoba się Wam ten blog i chcielibyście być na bieżąco albo zerknąć za kulisy powstawania artykułów, polubcie moją stronę na Facebooku.