Moje małe Everdell – miasteczko zwierząt dla młodszych graczy. Recenzja

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Gra została przekazana mi bezzwrotnie w ramach recenzji od wydawnictwa Rebel. Wydawnictwo Rebel nie miało wpływu na kształt mojej opinii/niniejszej recenzji.

Dorośli marzą o tym, aby znów być dziećmi, a maluchy… bawią się w dorosłych! Dołącz do nich, aby wspólnie zbierać surowce i zbudować najlepsze niby-miasto w historii

Moje małe Everdell to uproszczona wersja dużego i starszego brata. Nie zmienił się “główny” autor – James A. Wilson, który odpowiadał za pierwsze Everdell. Tym razem jednak wspierała go żona – Clarissa. Ilustracje również pozostały w rękach Andrew Bosley’a. Nowa wersja pozwala zagrać z najmłodszymi. Główny trzon mechaniki będzie opierał się na wysyłaniu pracowników i kupowaniu kart. Dodatkowo mamy tu znane już cele. 

Pora więc przekonać się, kto stworzy najbardziej spektakularne miasto. Kto (dorośli czy może dzieci?) mają tu większe szanse?

Informacje o grze Moje Małe Everdell

Wykonanie

Zacznijmy od tego, że cała gra Moje małe Everdell jest ciut mniejsza (i skromniejsza) od wersji pierwszej. Już sama plansza jest mniejszych rozmiarów. Wszystko za sprawą mniejszej liczby pól akcji na planszy. Co ciekawe w czasie gry również będziemy wykładali 8 kart “na łąkę” – z tym że tutaj mieścić się ona będzie po prostu pod planszą.

Ilustracje w znanym nam stylu są bajkowe i przyciągają dzieci swoim urokiem. Widać to przede wszystkim na kartach, które są pełne szczegółów.

Dodatkowe komponenty to oczywiście surowce (drewno, żywica i jagody), a także punkty. Wygląda to właściwie w ten sam sposób, co w dużym Everdell. Jednak tym razem zostały dodane specjalne pudełeczka na zasoby (składane z tektury). Wszystko oprócz punktów mieści się tam dość dobrze, a same pudełeczka nie muszą być rozkładane po każdej partii.

Zastanawiam się tylko nad zasadnością jednego z elementów, jakim jest plansza gracza. Właściwie nie do końca jest to plansza: mamy tu po prostu pasek tektury, na który możemy położyć nasze zasoby, a obok możemy wykładać karty. Jak dla mnie ta plansza wydaje się naprawdę zbędna. Bez niej w dodatku jest więcej miejsca na stole.

Do gry są dodawane karty promocyjne do dużego Everdell (Przedszkole).

Zasady

Rozgrywka w Moje małe Everdell trwa 4 rundy. W każdej z nich gracze przeprowadzą 3 tury. W swoim ruchu gracz wysyła jednego ze swoich dostępnych pracowników (zwierzątek). Wysłać można go na planszę, w celu pobrania surowców. Można też skorzystać ze swojej (wcześniej zakupionej) karty, która umożliwia wysłanie tam pracownika (czerwone karty).

Po wysłaniu robotnika i wykonaniu właściwej akcji (najczęściej będzie to właśnie zebranie surowców) możemy zakupić jedną z dostępnych na stole kart. Koszt to połączenie drewna i żywicy (w przypadku budynków) lub po prostu jagódki (w przypadku stworzeń).

Na koniec tury możemy zdobyć cel, o ile spełniamy jego wymagania (np. posiadanie 5 budynków). Im wcześniej uda nam się go zrealizować, tym dostaniemy więcej punktów.

Na koniec gry zliczamy punkty: za zdobyte karty, za punkty zebrane w trakcie gry, za cele, a także za pozostałe surowce (1 punkt za każde 2). Kto zdobył najwięcej punktów, zostaje zwycięzcą.

Tak jak w przypadku dużego Everdell mamy tu 5 rodzajów kart. Warto zadbać o karty zielone, które tutaj będą “produkować” nam surowce co rundę. Mamy karty niebieskie z przeróżnymi zdolnościami, mamy czerwone (z dodatkową akcją), szare (jednorazowe, choć oczywiście dość silne) i w końcu fioletowe (zapewniające dodatkowe punkty na koniec gry).

Może i małe, ale czy fajne?

Czym wyróżnia się Moje małe Everdell? Oczywiście poziomem rozgrywki. Tutaj faktycznie do gry może usiąść 6-latek. Co prawda dalej może on nie móc przeczytać (czy ogarnąć) wszystkich opisów na kartach, ale kilka rozgrywek z dorosłym powinno pomóc. Dzieci często mają dość dobrą pamięć wzrokową, więc w kolejnej partii mogą już pamiętać, że to zwierzątko miało taką zdolność.

Rozgrywka nie jest zbytnio wymagająca. Zbierz surowce, a następnie wystaw kartę. Można tu kierować się prostą taktyką: zbieram i wystawiam to, na co mnie stać. Z początku gra może się do tego sprowadzać. Oczywiście z czasem, gdy nasz silniczek troszeczkę się rozwinie, możemy mieć większy wybór. Wtedy trzeba wybierać: jaka zdolność, jaki surowiec, a może nawet jaki cel warto zrealizować…

Rozgrywka jest też dość krótka. Każda z rund to 3 kolejki, a rund mamy raptem 4. Wszystko to może zamknąć się w 30 minutach, a może nawet i krócej. Z całą pewnością gracz będzie miał tu poczucie budowania czegoś, bo i wystawionych kart będzie każdemu przybywało.

Duże Everdell jest i dłuższe, i bardziej złożone. Mamy tu też więcej zdolności na kartach, więcej czytania. Nawet jedna z pór roku może tu zająć naprawdę sporo, biorąc pod uwagę darmowe karty czy zwiększającą się pulę pracowników.

Jednak biorąc pod uwagę docelowego odbiorcę, czyli przede wszystkim młodszych graczy, uważam, że Moje małe Everdell może być dla nich świetnym wprowadzeniem w “większe” i bardziej złożone gry. Co prawda niewykluczone, że będą potrzebowały pomocy dorosłych (zwłaszcza przy czytaniu opisów z kart), ale gra ma duże szanse je zainteresować. Jest świetnie wydana, kolorowa, bajkowa, a przy tym można tu trochę pokombinować. Bawić się tu będą i młodsi, i ciut starsi. Tym bardziej starszym poleciłbym jednak duże wydanie, które jest po prostu dostosowane do starszego odbiorcy.

Gra skaluje się dobrze, choć oczywiście trzeba tu uwzględnić dynamikę gry 3- i 4-osobowej. Planowanie zabrania jakiejś karty kolejkę wcześniej często nie ma tu sensu, bo sytuacja po drodze może się diametralnie zmienić. Często karty znikają od razu, jak się tylko pojawią.

W grze dorośli + dzieci polecałbym faktycznie wprowadzić zaproponowany przez instrukcję handicap. Dodajemy wówczas dzieciom karty Fort i Kapitan, a tym najmłodszym możemy jeszcze dorzucić startowe surowce. Takie przygotowanie do gry ma szansę wyrównać poziom z dorosłymi graczami. Mimo wszystko rodzinne rozgrywki często są u nas dość wyrównane, choć oczywiście często zależy to po prostu od takiego a nie innego układu kart na stole. Czasem po prostu w czyjejś kolejce pojawia się akurat ta karta, której ktoś potrzebuje.

Podsumowanie

Moje małe Everdell to ukłon w stronę młodszych graczy. Być może komuś przydarzyło się kupić (lub dostać) grę inspirując się “dziecięcą” okładką. Tak było w przypadku moich znajomych, którzy dopiero po otwarciu dużego Everdell i przestudiowaniu instrukcji doszli do wniosku, że to nie do końca jest gra dla młodszych dzieci. Tak czy siak ci wszyscy mają teraz inną perspektywę. Moje małe Everdell jest grą faktycznie rodzinną ze znacznie przesuniętą dolną granicą wiekową. Zagrać mogą tutaj nawet 6-latki i przy pewnych zabiegach mogą nawet konkurować z dorosłymi.

Rozgrywka jest dość zbliżona do “starszego brata”, ale też dostosowana do młodszego odbiorcy. Do gry zachęca także przyjazny czas rozgrywki, zaś samo wykonanie i ilustracje to oczywiście wisienka na torcie.

Plusy
  • zasady dostosowane do młodszych dzieci
  • dość krótki czas rozgrywki
  • wariant solo
  • klimat “dużego” Everdell
Plusy / minusy
  • losowość (dociąg kart, które mogą być dla kogoś lepsze lub gorsze)
Minusy
  • zupełnie zbędne planszetki graczy

Ocena:

Moje małe Everdell faktycznie zaprasza do gry młodszych graczy. Mamy tu zbieranie surowców i kupowanie kart, które będą tworzyły nasze miasteczko. Klimat Everdell daje się więc odczuć. Przy tym wszystkim gra jest dość krótka i faktycznie może w nią zagrać nawet 6-latek.

Dziękujemy wydawnictwu Rebel za przekazanie gry do recenzji.

 

Łukasz Hapka

 

Wesprzyj nas na Patronite i zdobądź planszówkowe nagrody

 

Game Details
NameMy Lil' Everdell (2022)
ZłożonośćMedium Light [1.81]
BGG Ranking2152 [7.58]
Liczba graczy1-4
Projektant/ProjektanciJames A. Wilson and Clarissa A. Wilson
GrafikaAndrew Bosley and Jacqui Davis
WydawcaStarling Games (II), Gém Klub Kft., Maldito Games, Matagot, Pegasus Spiele, Rebel Sp. z o.o., REXhry and White Goblin Games
MechanizmyWorker Placement
Łukasz Hapka