Agrorecenzja Farm Fuss
A chcecie wiedzieć, jak to jest na farmie?
Ja wam powiem, jak się żyje na farmie.
Stary Orwell farmę miał, a na niej rewolucję i tak brutalną walkę o koryto, że nawet Krystyna Czubówna nie mogłaby swoim syrenim głosem osłodzić jej animalistycznego darwinizmu.
Na szczęście Farm Fuss to zupełnie inna para gumiaków.
A wiecie czym się różni koń od krowy?
To słuchajcie.
Z własnego bolesnego doświadczenia powiem wam, że koń to poczciwina, który zawsze kopie do tyłu, więc dopóki masz łeb na karku, to wiesz jak do niego podchodzić, za to krowa niczym rogaty Chuck Norris kopie w każdym kierunku i zawsze czeka, aż wiadro będzie prawie pełne mleka, żeby je wywrócić. Krowy są jak kozy, tylko kilka łat bliżej piekła.
A co jest ładne na farmie?
Agroturystki.
Na pudełku Farm Fuss jest taka krąglutka, pyzata świnka i od razu człowiek ma odruch, żeby tulić, a niby wie, że schabowe na wierzbie nie rosną.
Wszystkie stworzenia duże i małe uwiecznione na dominopodobnych kartach akcji oraz kartach zwierząt są rysowane uroczo dobranockowo, dokładnie tak jak w bajce. Nawet farmer ma ludzkie oblicze.
Prawie wszyscy typowi przedstawiciele swojskiej fauny przydomowej, zagrodowej i pastwiskowej zostali uwiecznieni na kartach, nawet byk. Tylko krowy nie ma. Bo krowy nie są tym, czym się wydają.
A widzieliście kiedyś „rush B” na żywo?
To poczujcie chociaż raz zapach ziarna rozdziobywanego o poranku.
Każdego dnia farmer wstaje, przywdziewa jowialny wyraz twarzy i karmi swoją karcianą trzódkę, grzecznie ustawioną przed nim w kolejce. Ten niewinny rządek zwierząt to w istocie prawdziwe „farm of cards”, w którym toczy się bezwzględna walka o pozycję w hierarchii dziobania. Tylko trzy zwierzęta najbliższe farmerowi zapunktują na koniec gry o żłób. Nie ma, że równi i równiejsi. Nawet Frank Underdog wiedział, że twoja wartość tym większa, im mniejszy dystans dzieli cię od koryta. A potem rozdziobały go kwoki. Przez krowy. Ale o tym się głośno nie mówi.
A wiecie, że kury są w zasadzie wszystkożerne?
Nigdy nie pytajcie kur, gdzie się podział Pimpuś, jeśli chcecie spać po nocach.
Każdy gracz dysponuje kartą stodoły, pod którą będzie wsuwał karty akcji tak, żeby widoczny był wybrany przez niego zwierzak, co aktywuje zdolność odpowiedniej karty zwierzęcia w kolejce do żłoba. Kolejna dominowata karta wsuwana jest pod poprzednią, aż każdy z wiejskich intrygantów wystrzela się z arsenału dziesięciu zagrań i teraz będzie się głowił, jak to się stało, że nie wygrał.
Tak, zgadliście. Krowy.
A wiecie jak robi krówka?
Krowa robi na złość.
Przepychanki w kolejce do żłoba odbywają się przez aktywację specjalnej umiejętności lub ruchu zwierzaka. Karty akcji mają dwa oblicza po to, żeby każdy cwaniak miał wybór, co chce zagrać, a poza tym, sprytne zwierzęta wykorzystują alternatywną stronę kart dla swoich niecnych celów. Dla ułatwienia knucia przy każdym zwierzaku znajduje się ikona przypominająca, jaki cudak siedzi po jego zadniej stronie.
Podczas igrzysk pory karmienia obowiązuje jedną żelazna zasada. Kiedy znalazłeś się na jednym z końców kolejki, a chcesz lub musisz poruszyć się dalej, to lądujesz po przeciwnej stronie ogonka. Ma to ogromne taktyczne znaczenie. Jak mawiał pionier hydroponiki, seafarmer Noe: „Ostatni będą pierwszymi, a łańcuch pokarmowy ma dwa końce i jednym zawsze jesteś ty.”
A mówiłem wam, z czego pędzi się bimber?
Bimber pędzi się samogon.
Każdy zwierzak ma asa schowanego w rękawie i potrafi nieźle przemeblować kolejkę kart.
Kot chadza swoimi drogami i porusza się jedno miejsce w kierunku końca wężyka.
Pies zawsze biegnie w stronę swego pana o dwie karty.
Świnia jest bezpośrednia niczym traktor w polu i po prostu idzie o jedno pole przed siebie. Sama z siebie daleko nie zajedzie, bo jest powolna jak orka na ugorze. Trzeba ją popchnąć lub przemieścić z ramienia na czoło.
Byk prze jak dziki, więc przepycha wszystko przed sobą o jedno miejsce, przez co prymus ląduje w oślej ławce.
Koń zajmuje miejsce biedaka bezpośrednio przed sobą i wykopuje delikwenta na koniec kolejki. Co mówiłem o koniu?
Kiedy zagra się kurę, to ona zamienia się miejscami z tym drugim zwierzakiem na karcie akcji. Dlatego te domina są ważne.
Koza jest zwierzęciem politycznym. Pozwala na zmianę przynależności karcianej, gdyż umożliwia obrócenie już zagranej karty akcji, aby widoczne było poprzednio ukryte zwierzę. Surprise, motherducker! Kozy są jak krowy w przebraniu.
A na koniec dnia, kto wygrywa na farmie?
Kasyno zawsze wygrywa.
Kiedy opadnie kurz na klepisku, liczy się wartość tuczników. Pierwszy zwierz u korytka jest wart trzy punkty. Kolejny jest notowany za dwa. Zdobywca trzeciego miejsca waży całe jeden.
Teraz każdy z gospodarzy liczy, ile zagrał tych zwierzaków i mnoży przez ich wartość punktową. Wyniki ładnie sumuje jak na skupie żywca. I już wiadomo, kto jest największym we wsi superfarmerem.
Wygrywa ten, kto dobrze obstawił gonitwę do paszy, sprytnie zagrał karty wspomagające faworyta, dobrze wykorzystał pozycję w kolejce, umiejętnie podkładał świnię komu i kiedy trzeba. Kariera Nikodema Kozy przebiega po grzbietach folwarcznych rywali.
A jak to jest być farmerem?
Moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze albo że nie dobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym... że krowy! Te krowy, które zawsze wbiją ci kopyto w plecy, kiedy nie patrzysz, podadzą pomocny róg, żebyś wylądował w gnojówce i wyżrą ci całą marchew. Bo ja zawsze chciałem sadzić... choćby... marchew.
Farm Fuss jest małą grą wypełnioną sprytną interakcją jak worek obrokiem. Każdy ruch zmienia układ sił w kolejce i tworzy nową układankę do jeszcze większego zagmatwania.
Na dwóch gospodarzy toczy się zawzięty pojedynek we wzajemne podorywanie miedzy. Przy trzech farmerach w obejście wkrada się nieoznaczony pierwiastek chaosu i jest znacznie ciekawiej. Kiedy do gry siada czterech graczy, to jakby krowy dorwały się do pokera.
Farm Fuss sprawiło nam, chłopakom ze wsi sporo szczerej, uczciwej frajdy. Rozbrykalismy się przy nim kieby cielaczki na łące, bo zasady proste do przyswojenia nawet dla opornych, rozgrywka intuicyjna, a nic tak nie cieszy, jak nieszczęście somsiada.
Farm Fuss zostało naszym Oriflamme dla dzieci, tylko zamiast kolejki do tronu jest ogonek do korytka.
A jak jednym słowem określić rój szerszeni?
Uciekaj!