Viticulture: Essential Edition – recenzja – jak powinna starzeć się gra?


Jaka jest wasza wymarzona praca? Za biurkiem czy w terenie? A gdybyście właśnie odziedziczyli własną winnicę w słonecznej Toskanii i mieli za zadanie postawić ją na nogi oraz wyprodukować najlepsze wino na świecie. Marzenie jest całkiem przyjemne, ale jeżeli chcecie wypróbować się w tej roli zagracie w Viticulture.

W dobie wydawniczych nowości, gdzie miesięcznie dostajemy kilkadziesiąt tytułów do ogrania czy jest jeszcze czas na stare gry? Moim zdaniem jak najbardziej tak, ponieważ w życiu planszówkowego hobbysty nie powinna się liczyć ilość czy nowość, a jakość gry. Bardzo lubię wracać do staroci, które leżą na półkach od lat i często oferują dużo lepszą zabawę, niż dzisiejsze „hity”. Jedną z takich gier jest właśnie Viticulture, od którego zaczynałem moją przygodę z grami Stonemaire Games oraz z poważniejszymi planszówkami w ogóle. W Polsce znalazło się odważne wydawnictwo i wydało nam już tą zaktualizowaną wersję Essential Edition oraz masę dodatków z tej linii – Phalanx, dziękujemy!

 

Viticulture: Essential Edition to gra przeznaczona dla maksymalnie sześciu osób, a partia powinna się zamknąć w około 90 min. Dla fanów zmagań solo taki tryb również został przewidziany. W grze wcielamy się we właściciela winnicy, która nie ma co ukrywać, lata świetności ma jeszcze przed sobą. Mamy sporo chęci, trzech pracowników i puste pola, które czekają na świeże szczepy winogron. Produkcja wina to nie taka prosta sprawa, o czym będzie dane się nam przekonać.

W kilku słowach, jak gramy?

Rozgrywka w Viticulture jest podzielona na rundy, zwane latami, a te są podzielone na pory roku odzwierciedlające dostępne akcje. Podczas przygotowania rozgrywki otrzymujemy początkowe zasoby zgodnie z kartami rodziców. Karty te są asymetryczne, przez co każdy z graczy może rozpocząć zabawę z innymi rzeczami. Na początku każdej rundy będziemy ustalać nowy porządek dnia i zaznaczać pionkiem koguta, o której chcemy się obudzić. Oprócz bonusów, które możemy zgarnąć w taki sposób będziemy wyznaczać kolejność wykładania naszych pracowników.

Lato to czas upraw i sadzenia winorośli oraz wznoszenia nowych budynków w naszych winnicach. Podczas tej pory roku korzystamy tylko z żółtych pól akcji – inne są dla nas zablokowane. Wysyłamy naszego pracownika na dostępne pole akcji (różne pola są dostępne w zależności od liczby graczy) i wykonujemy przypisaną do niego akcję. Jeżeli pole jest zajęte, a koniecznie chcemy z niego skorzystać możemy się tam wepchnąć naszym dużym robotnikiem.

 

Latem możemy zagrać żółte karty gości, których umiejętności w większości przypadków pomogą nam rozbudować naszą winnicę. Mamy również możliwość dobierania kart winorośli oraz obsadzania naszych pól. Na naszej planszetce są trzy dostępne pola pod uprawy o różnej pojemności, której nie możemy przekroczyć. Ciekawą opcją jest możliwość sprzedawania pól za pieniądze, żeby podreperować naszą ekonomię. Ważną akcją jest wznoszenie nowych budowli, które odblokują nam inne możliwości w naszej winnicy. Ostatnią akcją jest oprowadzanie wycieczki, które generuje nam pieniądze.

 

Jesień to prosta pora, w trakcie której dobieramy wybraną przez nas kartę żółtego lub niebieskiego gościa. ZIma to czas zbiorów oraz produkcji i sprzedaży wina. Mamy oczywiście możliwość zagrywania kart niebieskich gości oraz dobierania nowych kart kontraktów. Ważnym polem akcji jest rekrutacja nowego pracownika, który pozwoli nam zrobić więcej ruchów w kolejnych rundach.

Po spasowaniu przez wszystkich graczy przechodzimy do końca roku. Na początku wszystkie wina i winogrona na naszej planszy starzeją się o rok i przesuwają się w prawo o jedno pole. Zbieramy wszystkich pracowników z planszy oraz zgarniamy ewentualną wypłatę za zrealizowane wcześniej kontrakty. Znacznik pierwszego gracza jest przekazywany osobie po prawej i przystępujemy do nowego wyznaczania kolejności.

Gra toczy się do momentu, gdy któryś z graczy przekroczy barierę dwudziestu punktów zwycięstwa. Dogrywamy bieżący rok do końca i osoba z największą łączną ilością punktów wygrywa.

Wrażenia

Viticulture pomimo upływu lat nadal ma pewne miejsce w mojej kolekcji i bardzo lubię do niej wracać, pomimo ciągłego bombardowania z prawej i lewej strony nowościami mniej lub bardziej udanymi. Jestem zdania, że dobre gry starzeją się powoli i pomimo upływu czasu nadal bawią i dają frajdę kolejnym graczom. Okej, to nie jest idealna gra, dodatki podobno naprawiają większość bolączek, ale czy gdyby nie była dobra w ogóle, by powstawały, aż do dziś? Bardzo mi się podoba tematyka i niczym w najlepszych grach Lacerdy spięcie jej z mechaniczną stroną planszówki. Dołóżmy do tego całkiem przyjemne kombinowanie i czyżbyśmy mieli prawdziwe euro z klimatem? Nie skreślajcie starych gier, wracajcie do klasyków i odkurzcie zapomniane pudełka, a na pewno spróbujcie Viticulture!

Naszą podróż po skąpanych w słońcu winnicach Viticulture zacznijmy od tematyki, która jest bardzo intrygująca i dość życiowa. Jako świeżo upieczeni „państwo” na włościach zaczynamy budować naszą winnicę, której produkty mają zszokować świat. Proces produkcyjny to nie taka błaha sprawa. Najpierw musimy zadbać o dobranie odpowiednich szczepów winogron, ponieważ bez dobrego produktu nie mamy się co zabierać za produkcję wina. Następnie owoce naszej pracy trzeba zebrać i przerobić na wino. Na początku zaczynamy z małymi piwniczkami, żeby później rozbudować je o ciut lepsze magazyny. To oczywiście nie wszystko, ponieważ bez odpowiednich kontraktów i zbytu zostaniemy z pełnymi regałami butelek, które będą tylko cieszyły oko, a nie generowały żadnych zysków. Cały ten proces został fenomenalnie odzwierciedlony w Viticulture i jestem pod ogromnym wrażeniem, jak to ciekawie działa w praktyce. To jedno z niewielu euro, w którym klimat jest od razu wyczuwalny i wiemy, że to, co robimy nie tylko służy generowaniu punktów, ale faktycznie podobnie dzieje się w realnym świecie.

Wykonanie Viticulture stoi na najwyższym poziomie, ale tutaj nie ma się co dziwić. Gry ze stajnie Stonemaier Games już nas przyzwyczaiły do fantastycznego wykonania. Nasze wino, czy zebrane winogrona są oznaczane szklanymi znacznikami. Kartonowe elementy są grube i solidne, a karty przyjemnie trzyma się w dłoni. Absolutnie mamy tu do czynienia z produktem klasy premium i widać, za co zapłaciliśmy.

Mechanicznie Viticulture to prosty worker placement, w którym autor pokusił się o dodanie paru ciekawych bajerów, które wyróżniają grę na tle innych. Rozgrywka jest podzielona na cztery pory roku, które odblokowują nam różne możliwości. Wiosną możemy posadzić nowe winorośle, ale dopiero zimą, gdy dojrzeją będziemy mogli je zebrać czy zamienić je na wino. Bardzo mi się podoba taki podział, ponieważ nie dość, że pasuje tematycznie, to wymusza planowanie do przodu i kombinowanie, co zrobić teraz, a co zostawić na przyszłą rundę. Musimy też pilnować kolejności naszych akcji, ponieważ przeciwnicy nie śpią, a miejsca są limitowane. Mamy możliwość wejścia na jakieś pole dużym pionkiem, ale jest tylko jeden i warto dobrze przemyśleć, kiedy go użyć. Wszystkiego nie uda się nam zrobić jednocześnie, więc wyznaczanie priorytetów jest ogromnie ważne. Tutaj czasami może też wyjść prostota i dość „płaska” rozgrywka Viticulture. Akcje są proste i zero jedynkowe – idź i weź to. Postaw tutaj i zbierz winogrona. To nie jest takie złe podejście, ale jeżeli ktoś oczekuje kilku minigierek w trakcie rozgrywki, to może nie dostać tego, czego chce.

Podobała mi się również presja związana z warunkiem końca gry. Obok budowania naszego pasjansa i wysyłania pracowników w grze panuje wszechobecny wyścig. Wiemy, do czego mamy dążyć i nie możemy się ociągać, gdy inni gracze już zaczynają realizować pierwsze kontrakty. Może i gra nie zaskakuje nas mechanicznie wielkimi fajerwerkami, ale dążenie do celu i powolne rozkręcanie naszego silniczka produkcyjnego jest niesamowicie przyjemne i po każdej partii miałem satysfakcję i poczucie dobrze spędzonego czasu. Ciekawe jest wchodzenie na minusowe punkty za odpalanie mocniejszych efektów z niektórych kart. Często może się nam to opłacać, ale będąc bliżej końca gry takie sytuacje mogą być bardzo niebezpieczne.

Viticulture jest grą, która ma proste zasady, ale oferuje sporo dróg do zwycięstwa i sama z siebie daje kilka sposobów na zwiększenie różnorodności. Bardzo mnie cieszą początkowe karty, które dają asymetryczny start i pierwsze decyzje do podjęcia. To czasem jest naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, ponieważ wybór budynku, czy dodatkowego pracownika determinuje trochę nasze początkowe poczynania. Następnie mamy całkiem pokaźny stosik kart wszelakich, które mają między sobą mniejsze i większe synergie. Może warto sprzedać pierwsze pole? Wycieczki po naszej winnicy to też dobry sposób na zgarnięcie punktów. A może iść od razu w budynki i szykować się na mocną produkcję wysokogatunkowych gron winogron? Gra nie nudzi się zbyt szybko i nawet po kilkunastu partiach ma coś ciekawego do zaoferowania.

Bardzo ciekawym mechanizmem są karty, które potrafią diametralnie zmienić obraz gry. Ich zagranie to oczywiście akcja i każdy chciałby coś dla siebie uszczknąć, więc walka o te pola często jest dość zażarta. Karty gości mają w sobie różnorakie akcje, często lepsze, niż to, co oferuje nam plansza. Postarz trzy wina – bardzo proszę. Zbuduj budynek taniej – super. Dobierz jeszcze więcej kart i strać punkt, żeby zrobić jeszcze coś innego – na początku fenomenalnie! Możliwości jest całkiem sporo, chociaż to prowadzi do pierwszego z moich zarzutów. Siła kart jest różna i czasami to może być trochę krzywdzące dla graczy. W początkowych etapach karty dające kopa to budowania czy sadzenia są megamocne. A ja, jak zwykle pechowo mam jakieś do produkcji wina, którego jeszcze przez dwie rundy raczej nie zobaczę na swojej planszy. To nie tyczy się tylko kart gości, ale wszystkich dostępnych w Viticulture. Szukam białej winorośli, a dobieram same czerwone. Mam w piwnicy czerwone wino, a idą kontrakty na dość stare wino i do tego nie w tym kolorze co trzeba. Jest sporo możliwości, żeby dobrać nowe karty, czy jakoś nimi manipulować, ale jak pech się kogoś trzyma, to nie ma mocnych.

Takim małym minusikiem może być jeszcze dynamika rozgrywki. Początkowe rundy to produkcja i budowanie naszych struktur. Tury są płynne, ale mniej emocjonujące. Późniejszy obraz gry, gdzie wszyscy są już rozbudowani to mocna rywalizacja o kontrakty i punktowanie, które generuje nam tonę kasy, z którą nie ma za bardzo co już robić.

Mocną stroną Viticulture jest próg wejścia i skalowanie. Gra nadal znajduje się w moim rankingu tytułów, które pokazuję nowym osobom chcącym wejść w świat planszówek, a mają już za sobą rozgrywki w Dobble czy Chińczyka. Chcecie zobaczyć co takiego przyciąga do planszówek? – zobaczcie Viticulture. Zasady są bardzo przystępne i po wytłumaczeniu z grubsza akcji na planszy mogą się zdarzyć jedynie drobne pytania przy działaniu niektórych kart. Sporo osób gra w dwie osoby i taki wariant w Viticulture działa przyzwoicie. Nie jest jakiś genialny, ale oferuje solidną rozgrywkę, chociaż przy większej liczbie osób jest ciaśniej na planszy i panuje bardziej zażarta walka o umiejscowienie naszych robotników.

Podsumowanie

Viticulture od Phalanx Polska / Stonemaier Games to gra niczym dobre wino i klasyk, który starzeje się z niesamowitą klasą. Przystępne zasady połączone ze sporą dawką kombinowania i optymalizacji pracy naszej winnicy łączą się w obraz bardzo przyjemnego tytułu. Jest trochę losowości, ale nie przeszkadza aż tak bardzo i nawet z najgorszego położenia da się jeszcze wywindować na pierwsze miejsce. Tematyka jest świetnie odzwierciedlona w mechanice i obrazuje nam proces tworzenia wina od szczepu winorośli posadzonego na naszym polu po zbiór i sprzedaż gotowych produktów. Bardzo dobry tytuł, który przetrwa w dobrej formie kolejne lata. Polecam!
[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Stonameier Games za udostępnienie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja Iki?

Viticulture do kupienia tutaj.

Poprzednio Serial Pierścienie Władzy - odcinek 3 - kamienna twarz Galadrieli
Następny Serial Ród Smoka - odcinek 4 - żelazna dziewica i jej smoki