niedziela, 10 listopada 2019

NA SKRZYDŁACH: Idzie chmura, będzie deszcz* - recenzja gry wydawnictwa Rebel


Jamey Stegmaier jest uznanym autorem gier. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Takie tytuły jak Scythe czy Viticulture są dobrze znane graczom na całym świecie. Pan Jamey jest również właścicielem wydawnictwa Stonemeier Games. Każdy, kto miał do czynienia z grami tego wydawnictwa wie, że jedną z immanentnych cech z logo SG na okładce jest ich efektowność. Każda z tych gier jest dopieszczona i graficznie i edycyjnie.

Nie dziwię się, że każda kolejna gra planszowa tegoż wydawnictwa z automatu wywołuje sporo zamieszania, co odbija się pozytywnie na sprzedaży. Całe szczęście pięknej oprawie towarzyszy również całkiem ciekawa mechanika, co widać w rankingu BGG.

Nie inaczej było z bohaterką tej recenzji. Na Skrzydłach na dobrą sprawę zanim dobrze pojawiło się na rynku, to jego nakład się wyczerpał. Polski wydawca, czyli Rebel chyba nie spodziewał się aż takiego odzewu graczy. Całe szczęście po kilku miesiącach mamy w sklepach drugi nakład.

Czy to całe zamieszanie wokół tego tytułu było zasadne? Zapraszam do naszych przemyśleń po rozegraniu całkiem sporej liczby partii.



CO ZAWIERA GRA

Całość zamknięta jest w dużym i ciężkim pudle. Sama okładka przyciąga wzrok. To co znajdziemy w środku to wrażenie tylko podtrzyma. Mamy zatem piękne plansze dla każdego z graczy (w niektórych grach tej wielkości jest plansza główna), mamy mnóstwo kart zamkniętych w specjalnym plastikowym pudełeczku, którego wieko jest jednocześnie elementem gry – z niego będziemy pobierać nowe karty. Mamy piękne różnokolorowe jajeczka zrobione z bardzo przyjemnego w dotyku plastiku. Oprócz tego spotkamy trochę klasyki, czyli drewniane znaczniki i kartonowe żetony. A do tego wszystkiego mamy do dyspozycji karmnik dla ptaków, który de facto jest wieżą do rzucania kości. Oczywiście gra bez tego ustrojstwa spokojnie byłaby grywalna, ale to przecież dziecko SG, więc musi być na bogato. A propos kości – moim zdaniem trochę odstają jakością od reszty komponentów. Znajduje się na nich wydruk różnych pokarmów. Sęk w tym, że wydruk ten jest kiepskiej jakości. Aż prosiło się, żeby te symbole wygrawerować i pokryć farbą.

Tak czy inaczej, jakość komponentów (poza kośćmi) to klasa sama w sobie. Nawet instrukcja wydrukowana została na takim papierze, z jakim nasze oczy i paluchy się jeszcze nie spotkały. Warto to samemu zobaczyć i dotknąć. A propos instrukcji, napisana została znakomicie. Z czytelnymi przykładami, okraszona sporą liczbą grafik. Ułatwia to przyswojenie zasad. W pudle znajdziemy jeszcze dwie książeczki. W jednej dostaniemy skrót zasad oraz kompendium wiedzy na temat tego co znajdziemy na kartach (zadań i ptaków). W drugiej – zasady dla gry solo stworzone przez ludzi z Automy (spotkaliśmy to np. w Projekcie Gaja).

CEL GRY

Naszym celem będzie budowa woliery dla ptaków. W tym celu przyjdzie nam pozyskiwać nowe gatunki naszych skrzydlatych przyjaciół oraz troszczyć się o to, by znosiły jajka. Mamy wyznaczone cele ogólne i powiedzmy spersonalizowane (właściwe tylko dla jednego gracza) i za to będziemy zdobywać piórka, czyli punkty zwycięstwa. Kto w tym będzie najlepszy, ten okaże się zwycięzcą.

PRZYGOTOWANIE GRY

Przygotowanie gry jest banalnie proste. Zestawem startowym każdego z graczy będzie jego osobista plansza, zestaw ośmiu znaczników oraz po jednym rodzaju pokarmu (reprezentowane jest to przez odpowiednie żetony). Każdy z graczy otrzymuje również pięć kart ptaków – z nich może sobie zostawić na ręce dowolną ich ilość, pod warunkiem, że za każdą kartę uiści opłatę w postaci jednego żetonu pożywienia za każdą pozostawioną kartę (trochę podobne to do Terraformacji Marsa). Dodatkowo otrzymujemy dwie karty zadań, z których to wybieramy jedną – druga jest odrzucana.

Następnie musimy przygotować resztę komponentów. Kostki wrzucamy do karmnika, obok którego umieszczamy jajka oraz żetony pożywienia. Dobieramy trzy karty ptaków i umieszczamy je na plastikowej podstawce. Ostatnią czynnością jest przygotowanie planszy celów – decydujemy się na jedną ze stron (zielona nastawiona jest na rywalizację, niebieska – na pasjans) oraz dokładamy losowo cztery żetony celów i umieszczamy na odpowiednich polach tejże planszy.



PRZEBIEG GRY


Cała zabawa toczy się przez dokładnie cztery rundy. W ich trakcie, po kolei zagrywać będziemy swoje akcje. Jest ich cztery, czyli:
(1) Zagranie karty ptaka z ręki
(2) Zdobycie pożywienie i aktywacja zdolności ptaków leśnych
(3) Złożenie jaj i aktywacja zdolności ptaków łąkowych
(4) Dobranie karty ptaków i aktywacja zdolności ptaków mokradłowych.

Wszystkie te akcje będziemy wykonywać na naszej planszy. Jakby się jej przyjrzeć, to zobaczymy na niej trzy rzędy – przeznaczone są one dla ptaków, które preferują określone siedliska, tj. lasy, łąki i mokradła. Niektóre z gatunków preferują wyłącznie jeden rodzaj, ale część jest bardziej uniwersalna i chętnie osiądzie w dwóch rodzajach siedlisk, a część nawet w trzech.

Kolumny z kolei oznaczają koszt umieszczenia danego ptaka w danym siedlisku. Im więcej kart w danym rzędzie, tym koszt umieszczenia kolejnego ptaka rośnie (od 0 do 2 jaj).  Oczywiście musimy wybranemu skrzydlatemu przyjacielowi zapewnić papu, żeby chciał się osiedlić. Na każdej karcie znajduje się informacja, jaki żarełka ptaszek nasz lubi – będzie to zawsze jakaś kombinacja pięciu rodzajów pokarmu.

Każdy kolejny ptak w naszej wolierze przynosi dodatkowe punkty zwycięstwa. Ale nie tylko. Tak naprawdę jest trybikiem w naszej maszynce do zdobywania zasobów, dzięki którym stać nas na nowe ptaki. Im więcej ptaków mamy w danym rzędzie (siedlisku), tym dana akcja będzie „mocniejsza”.

Przykładowo: jeśli w dolnym rzędzie (mokradła) mamy tylko jedną kartę, to chcąc odpalić akcję właściwą dla tego siedliska, otrzymamy tylko jedną kartę na rękę. Jeśli jednak mamy trzy karty, to odpalenie akcje sprawi, że otrzymamy dwie karty, a dodatkowo nabędziemy możliwość kupna dodatkowej karty (za jajko).

Runda kończy się w momencie, gdy wszyscy gracze wykonają swoje akcje. Innymi słowy, gdy każdy z graczy wykorzysta wszystkie swoje znaczniki. Wtedy jeden ze znaczników wędruje na planszy celów i przyniesie nam (lub nie) punkty na koniec gry.

Zatem z każdą kolejną rundą mamy do wykonania o jedną akcję mniej. Grę rozpoczęliśmy z ośmioma znacznikami, a kończymy z pięcioma.

Tak w telegraficznym skrócie przebiega cała rozgrywka. Pełniejszy jej opis znajdziecie w specjalnym filmiku nagranym przez wydawnictwo Rebel.

ZAKOŃCZENIE GRY

Gra kończy się, gdy rozegramy ostatnią czwartą rundę. W tym momencie bierzemy do ręki załączony do gry notesik i podliczamy zdobyte punkty: za karty, za zadania bonusowe, zrealizowane cele, jaja na kartach, karty położone pod innymi kartami.

WRAŻENIA

Trochę rozgrywek za nami i cóż można powiedzieć o Na Skrzydłach? Gra z pewnością wywołuje trochę mieszanych uczuć. Żeby w pełni cieszyć się nią musimy zaakceptować kilka rozwiązań mechanicznych, które jednym się podobają a innym niekoniecznie. Po kolei zatem. 

Nie da się ukryć, że gra jest przepięknie wydana. O Stonemeier Games może powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że wydaje brzydkie gry. Co to, to nie. Na Skrzydłach wydane jest z wielkim pietyzmem. Sam papier użyty do wydrukowania instrukcji robi wrażenie, a kolejne komponenty tylko potęgują uczucie obcowania z niemalże czymś ekskluzywnym. Pięknie ilustrowane karty wraz z funkcjonalnym pojemnikiem, plansze graczy, żetony i te jajeczka. Buźka się uśmiecha patrząc na to wszystko.

Kolejnym niewątpliwym plusem jest prostota zasad. Zaledwie cztery akcje do wyboru. Do tego dochodzą zdolności ptaków, których tak naprawdę za dużo nie ma – wszystkie zostały dokładnie rozpisane, więc w żaden sposób nie poczujemy się niedoinformowani w tym zakresie. Wszystko to sprawia, że nowi gracze nie mają większych problemów z przyswojeniem sobie reguł, wg których toczy się życie w naszej wolierze.

Mechanicznie będziemy budować nasz silniczek do zdobywania zasobów, przerabiania jednych w drugie a koniec końców przekute zostanie to na zdobywanie punktów zwycięstwa. Mam świadomość tego, że części graczy nie podoba się to rozwiązanie związane z coraz mniejszą liczbą możliwych akcji w ramach postępu gry. Osobiście uważam to za dobre rozwiązanie. Czemu? Ano skraca nam czas rozgrywki. W jej trakcie będziemy coraz bardziej rozbudowywać ten nasz silniczek, a co się z tym wiąże każda nasza akcja będzie trwała coraz dłużej. Gdybyśmy tak od początku do końca dysponowali taką samą liczbą akcji, to obawiam się, że gra stałaby się zbyt długa w stosunku do tego, co nam oferuje.

Gra poza tym ma inklinacje ku temu, żeby występował w niej paraliż decyzyjny. Może i decyzji nie ma za dużo, jednakże są one ważkie, zwłaszcza na początku, który w dużym stopniu ustawia nam cała rozgrywkę. Musimy myśleć z wyprzedzeniem, chcąc zrobić coś konkretnego. Musimy w głowie poukładać sobie to, co będziemy chcieli zrobić w kolejnych rundach, żeby wykorzystać je jak najefektywniej. W sumie mamy 26 akcji na cała grę i szkoda, żeby jakąkolwiek może nie zmarnować, ale stracić na nieefektywne zagranie. Wszystko to powoduje, że niektórzy gracze mogą sobie pogłówkować, a my w tym czasie możemy się nieco ponudzić.

Największym problemem Na Skrzydłach jest jednakże losowość w doborze kart. Jest ich naprawdę sporo i pewnie wiele z nich podczas jednej partii nawet się na stole nie pojawi (zwłaszcza w mniej licznym gronie). Niestety nie ma tutaj żadnego mechanizmu, który by sprawiał, że mamy większy wpływ na to co się pojawi na rynku. Fakt faktem, że pomimo mnogości kart, tak naprawdę liczba odmiennych akcji jakie za ich pomocą można wykonać wcale aż taka duża nie jest. Jednakże ciągle jest ich sporo i to co nam się dostanie na początku na rękę i to co później trafi na tackę, bywa bardzo losowe i może wpłynąć na rozgrywkę. Oczywiście, nie jest tak, że nic się nie da zrobić, ale naprawdę szkoda tracić swoje akcje na takie ruchy, który nie przybliżą nas specjalnie do zwycięstwa.

Niezwykle ważne jest to co dostanie się nam na samym początku. Od tego naprawdę dużo zależy. Chcemy zrobić wszystko, żeby nasz silniczek do generowania zasobów poskładać do kupy jak najszybciej. Nie zawsze się jednak da, bo karty które otrzymaliśmy nie dają nam tego, czego chcemy, albo dają, ale są za drogie i zanim będziemy w stanie wystawić daną kartę, to będziemy zmuszeni do poświęcenia energii w zdobycie niezbędnego pożywienia, a przeciwnicy mogą w tym czasie nam odskoczyć. Oczywiście nie oznacza to, że później „na trasie” ich nie wyprzedzimy, ale nie zawsze jest to regułą i czasem tego ślamazarnego startu nie da się w późniejszych fazach gry nadrobić.

Mamy karty z ich losowością, mamy też kości, które również bywają kapryśne. Owszem są akcje, które pozwalają trochę szczęściu pomóc, ale i tak nie gwarantują nam, że trafi do nas to, co byśmy chcieli.

Swoją drogą szkoda, że nie wprowadzono jakiś zasad, które trochę modyfikowałyby rozgrywkę, np. poprzez skorzystanie z kolorów jajeczek – każde z nich w grze jest traktowane dokładnie tak samo – jest po prostu jajkiem i tyle. W nadchodzącym dodatku do gry (Ptaki europejskie) nic pod tym względem nie ulegnie poprawie.

Sporo słyszałem zanim jeszcze poznałem Na Skrzydłach o jej walorach edukacyjnych. Chylę czoła przed autorką gry, dla której temat gry od samego początku nie był doklejony, a wręcz przeciwnie, jej zamiłowanie do ptaków sprawiło, że ta gra w ogóle powstała. Niestety my i nasi współgracze jakoś może tego tak nie postrzegamy. Ot na planszy mamy ładnie ilustracje północnoamerykańskich ptaków i poza tym, że cieszą oko, to w żaden sposób nie podniosły one mojej niezwykle ubogiej wiedzy ornitologicznej. Nie umiałbym rozpoznać żadnego z ptaków występujących na kartach. To nie jest wyłącznie problemem Na Skrzydłach, to dotyczy wielu innych gier, w których fajnie, że mamy super grafiki na kartach, a podczas samej rozgrywki ważniejszym staje się treść karty a nie jej wygląd.

Gra się zdecydowanie dobrze skaluje, co wynika jednakże z ograniczonej interakcji. Ta występuje podczas wyścigu o karty ptaków oraz podczas zdobywania nagród za jak najlepszą realizację zadań wyznaczonych przez żetony celów oraz przy korzystaniu z „różowych” ptaków. Szczerze mówiąc to trochę mało. Walka o karty rzadko bywała zażarta, a strategia na wypełnianie zadań nie jest zbyt opłacalna. Dla jednych taka interakcja jest zaletą a dla innych wadą. Każdy lubi coś innego. 

Skalowalność. No cóż. Mamy do czynienia z pasjansem i każda kolejna osoba wiele do gry nie wnosi. Na pewno wraz ze wzrostem liczby graczy rośnie zmienność kart ptaków na rynku. Trudniej coś zaplanować, bo zanim kolejka do nas wróci, to karta, na którą ostrzyliśmy sobie pazurki trafi do kogoś innego. Poza tym wydłuża się czas na samą rozgrywkę a to przy takiej mechanice gry, wcale jej nie służy. Najchętniej grało mi się w maksymalnie 3 osoby.

Mamy też tryb solo przygotowany przez ludzi z Automy. Traktowałem go jako naukę podstawowej gry. Raczej nie będę do niego wracał, bo zwyczajnie nie przepadam za planszówkami solo.

Regrywalność. Jest spora. Jednak tych kart ptaków jest trochę, a losowe się ich pojawienie w grze sprawia, że każda rozgrywka jest w zasadzie inna i za każdym razem nieco inaczej będziemy próbowali zbudować miły dom dla naszych skrzydlatych podopiecznych. Fakt faktem, że gra za bardzo nie premiuje naszego doświadczenia płynącego z liczby rozegranych partii. Na koncie mam ich już trochę, ale w żaden sposób nie odczuwam tego, że kolejną partię mógłbym rozegrać inaczej, bo wystarczyłoby coś tam zmodyfikować. To nie jest ten typ gier. Z jednej strony jest to wada, ale z drugiej i zaleta, bo próg wejścia dla nowych graczy ustawiony jest dość nisko.

Czas gry. W dwie osoby jesteśmy w stanie zakończyć rozgrywkę w jakieś 30-40 minut. Każdy kolejny gracz oczywiście wydłuża całą zabawę. W pełnym składzie powinniśmy się zamknąć trochę ponad godzinę.

Ta gra ma mnóstwo cech, które sprawiają, że gra nie powinna mi się podobać. Jest przede wszystkim bardzo losowa i mało w niej interakcji. A jednak ma w sobie to coś, że chętnie do niej siadamy. Jakimś cudem te wszystkie mankamenty wzięliśmy na klatę i potrafiliśmy się przy niej dobrze bawić. Nasi znajomi również. Poprzez niski próg wejścia do stołu usiądzie mniej doświadczony gracz i niczym równy z równym stanie w szranki z tym bardziej doświadczony. Warto spróbować, ale nie w ciemno.

PLUSY:

+ proste zasady,
+ spora regrywalność,
+ znakomite wykonanie,
+ bardzo dobra skalowalność,

MINUSY:

- duża losowość,
- nikła interakcja,
- możliwy paraliż decyzyjny,

* To fragment tekstu piosenki, jakiej nauczyłem się w I kl. podstawówki sto lat temu, a która to skojarzyła mi się z grą. Leciało to tak:
"Idzie chmura, będzie deszcz,
gdzie się ptaszku podziejesz"



Liczba graczy:  1-5 osób
Wiek: od 10 lat 
Czas gry: od 40-70 minut
Rodzaj gry:  gra strategiczna, 
gra ekonomiczna, 
gra familijna 
Zawartość pudełka:
* 5 plansz graczy
* wieża kości
* notes punktacji
* 170 kart ptaków
* 26 kart bonusowych
* 75 jaj
* 5 kości pożywienia
* 40 kostek akcji
* 103 żetony pożywienia
* 8 dwustronnych żetonów celów
* znacznik pierwszego gracza
* plastikowa tacka na karty
* plansza celów
* załącznik
* instrukcja do gry.
Wydawnictwo: Rebel
Cena: 130-200 zł (XI 2019 r.)
Autor: Elizabeth Hargrave
Ilustracje: Ana Maria Martinez Jaramillo, 
Natalia Rojas, Beth Sobel



Serdecznie dziękujemy Księgarni Tania Książka za przekazanie gry do recenzji. 

Na Skrzydłach w dobrej cenie możecie kupić na stronie księgarni.

Galeria zdjęć:
Kliknij, aby zobaczyć duże zdjęcia
                  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz