Kokopelli – recenzja – na festiwalu punktów zwycięstwa.


Stefan Feld, bożyszcze entuzjastów eurogier wypuścił kolejny tytuł o zbieraniu punktów. Są tacy autorzy, których gry kupuję w ciemno, więc Kokopelli padło moim łupem. Nietypowa karcianka, sporo możliwości i jak zwykle masa dróg do zwycięstwa. Zapraszam do recenzji.

Kokopelli , dzięki wydawnictwu Piatnik, ukazało się w Polsce i może wypłynąć na szersze wody. Kokopelli to stare bóstwo indian związane z płodnością. W grze będziemy rywalizować w organizowaniu i kończeniu różnych ceremonii, przedstawionych na kartach. Każda jest inna i zapewnia unikatowe zdolności, ale dopiero jej ukończenie zapewni nam niezbędne punkty. Co ciekawe nie będzie nas interesowało tylko nasze poletko, ale często możemy pomóc lub zaszkodzić naszym sąsiadom. Kokopelli to rodzinna karcianka dla maksymalnie czterech osób do do zagrania w godzinkę. Mistrz ceremonii może być tylko jeden.

Jak rozpocząć ceremonię?

Żeby rozpocząć zmagania w Koko peli, musimy wybrać dziesięć płytek ceremonii, które będą uczestniczyły w danej rozgrywce. Łącznie wszystkich mamy szesnaście, więc sam ten moment sugeruje sporą regrywalność. Ze swojej talii losujemy karty pasujące do wybranych ceremonii, a resztę odkładamy do pudełka. Układamy żetony z punktami, odpowiednią liczbę żetonów końca gry i możemy zaczynać zabawę. Rozgrywka składa się z nieokreślonej liczby rund. Podczas swojej tury mamy do dyspozycji dwie akcje z pięciu różnych możliwości oraz nie jesteśmy ograniczeni limitem i możemy je powtarzać.

Najprostsza opcja to dobranie nowej karty. Jeżeli po wykonaniu obu ruchów mamy na ręce więcej, niż pięć kar, nadmiar musimy odrzucić. Jeżeli uda się nam pozbyć wszystkich kart z ręki, dostajemy punkcik i dobieramy trzy nowe karty. Nie jest to traktowane jako akcja.
Możemy także rozpocząć nową ceremonię na terenie naszej wioski. Musimy posiadać wolne pole oraz nie możemy się powtarzać. Każdy obrzęd dostarcza nam różnorakich bonusów, z których możemy korzystać do momentu zakończenia lub przerwania danej ceremonii.

Inną akcją jest zagrania karty do już rozpoczętej ceremonii w swojej strefie gry, która składa się z wioski i dwóch pól u sąsiadów po prawej i lewej stronie. Dołożenie czwartej karty powoduje zakończenie ceremonii. Gracz, który zakończył stosik otrzymuje punkty z płytki danej ceremonii natomiast gospodarz w nagrodę odrzuca karty na swój stos i bierze punkcik.

Możemy też przerwać daną ceremonię ze swojej wioski i odrzucić karty w dowolnej kolejności na swój stos kart odrzuconych. Ostatnia dostępna akcja pozwala na wymianę kart z ręki i dobranie nowych.

Gra kończy, gdy wyczerpana została talia jednego z graczy albo ostatni żeton końca gry został położony na płytce wyboru. Przeprowadzamy końcowe punktowanie i wyłaniamy zwycięzcę.

Ładne to chociaż ?

Jeżeli chodzi o wykonanie elementów, to nie ma się, do czego przyczepić, ale i nic nas nie zachwyci. Karty są niezłej jakości, a elementy kartonowe wyglądają dobrze. Gra opowiada o radosnych ceremoniach, i to czuć, patrząc na stylistykę i grafiki. Sporym minusem jest jednak „polskie wydanie” Kokopelli. Kupując grę po polsku oczekiwałbym, że językowo wszystko będzie przetłumaczone. Niestety, na kartach został tekst po angielsku. Co prawda są ikony, a tłumaczenia poszczególnych kart znajdziemy w instrukcji, ale niesmak pozostaje.

Czy zdobywanie punktów jest przyjemne ?

Feld to jednak pewniak, jeśli chodzi o autorów. Każda z jego gier prędzej czy później trafi na mój stół i nigdy nie zawodzi. Jak każdy ma delikatne upadki, ale tym razem trzyma dobrą formę. Kokopelli to świetny i szalenie grywalny tytuł, który spodoba się zarówno rodzinnym graczom, jak i weteranom chrupiącym ciężkie suchary. Cała oś rozgrywki opiera się na zagrywaniu kart i kończeniu zestawów w celu zgarnięcia punktów. Nie jest to trudne, ale jeżeli dorzucimy do tego różne zdolności, sposoby punktowania, jokery i możliwość grania na planszy przeciwnika robi się z tego całkiem taktyczny tytuł.

W grze mamy sporo decyzji do podjęcia, a tylko dwie akcje, w których musimy się zmieścić. Trzeba umiejętnie balansować momentem zamykania i otwierania nowych ceremonii i wyciskać z już wcześniej zagranych kart jak najwięcej. Umiejętności są ważne i na pewno nam pomagają, ale to punkty dają zwycięstwo. Ważnym elementem jest punktowanie w momencie, gdy pozbędziemy się kart z ręki. To nie ten typ gry, w której zbieramy masę kart dla większej różnorodności zagrań. Musimy dość sprawnie zarządzać tym, co dostajemy i budować naszą strategię, opierając się na aktualnej sytuacji. Sporo kart jest sytuacyjnych i dobrych na dany moment, a innym razem mogą nam tylko zaśmiecać rękę.

To nie jest typowa gra Stefana Felda, gdzie punkty lecą na prawo i lewo. Nie ma się też co spodziewać wyników idących w setki. Nadal mamy sporo dróg do punktowania i możliwości na ciekawe zagrania. To nie jest typowa sałatka punktowa i trzeba się trochę nagłowić, żeby zapracować na swój wynik. Jak na grę euro sporo tutaj interakcji z innymi. Możemy iść do sąsiada i zakończyć jego ceremonię. Czasem wręcz inni nas do tego zachęcają, ponieważ miejsce jest jednak ograniczone, a nie da się w inny sposób zwolnić danego pola. Rozszerzenie naszego pola gry na plansze sąsiadów to krok w dobrą stronę i naprawdę sprowadza sporo dynamiki jak na euro grę.

Mamy szesnaście różnych ceremonii, z których do każdej rozgrywki wchodzi tylko dziesięć. Sam taki zabieg powoduje, że regrywalność stoi na naprawdę wysokim poziomie. Jedne umiejętności lepiej współdziałają z innymi, a niektóre zupełnie do siebie nie pasują i nasza w tym głowa, żeby z tego mixu wykrzesać jak najwięcej punktów zwycięstwa. Różne kombinacje dają zupełnie inne strategie i sposoby na zwycięstwo. Wykręcenie kombosa, który faktycznie zadziała jest bardzo satysfakcjonujące.

Jeżeli chodzi o skalowanie, to często sporo zarzutu można spotkać przy rozgrywkach dwuosobowych. W Kokopelli na szczęście nie ma takich problemów i w każdym składzie grało mi się równie dobrze. Przy większych składach dzieje się więcej, różne osoby mogą inaczej podejść do rozgrywki, ale dwuosobowe pojedynki dają radę. Nie ma tu zbyt wielu przestojów, nauka gry przebiega sprawnie, więc pudełkowy czas rozgrywki jest zachowany.

Co może się nie podoba? Jak to w kartach bywa, czasami sporo zależy od szczęścia przy dociągu. Gra wybacza większe czy mniejsze błędy, ale czasami mniejszy wysiłek przeciwnika spowodowany dobraniem odpowiednich kart może frustrować.

Podsumowanie

Najnowsza gra Stefana Felda daje radę. Nie jest to typowy dla niego tytuł, ponieważ sporo w niej interakcji z współgraczami. Kokopelli to taktyczna karcianka dla wszystkich, oferująca sporo możliwości. Gra się świetnie, partie są szybki i wciągające, więc zostaje mi tylko polecić grę jeszcze niezdecydowanym. Kolejny solidny i udany tytuł, który zagości na wielu półkach i stołach.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Piatnik Polska za wysłanie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.

Może zainteresuje Cię nasza recenzja 7 Cudów Świata: Architekci?

Kokopelli możesz kupić tutaj.

Podsumowanie

Najnowsza gra Stefana Felda daje radę. Nie jest to typowy dla niego tytuł, ponieważ sporo w niej interakcji z współgraczami. Kokopelli to taktyczna karcianka dla wszystkich, oferująca sporo możliwości. Gra się świetnie, partie są szybki i wciągające, więc zostaje mi tylko polecić grę jeszcze niezdecydowanym. Kolejny solidny i udany tytuł, który zagości na wielu półkach i stołach.
8.0
Pros
+ regrywalność
+ ilość kombinowania przy szybkiej rozgrywce
+ nietypowa jak na euro interakcja
Cons
- polska edycja trochę mało polska

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio 5 pomysłów na prezenty dla dziadka na Boże Narodzenie, w te święta podaruj uśmiech!
Następny Obchody dni Gjallarhorna w sklepie Bungie