Relikty Ludzkości – recenzja – co po nas zostanie?


Zastanawialiście się kiedyś, co zostałoby po ludziach, gdyby nagle zabrakło ich na Ziemi? Stosy nikomu już niepotrzebnych gratów, które mogą stać się cennymi znaleziskami dla obcych ras, których jeszcze nie znamy. Taką wersję historii starają się nam przedstawić Relikty Ludzkości. Warto zagrać i poznać ją osobiście?

Relikty Ludzkości to propozycja dla fanów euro gier wydana w Polsce przez wydawnictwo Galakta. Oryginalnym wydawcą było studio Mighty Boards, które szukało szczęścia z tym tytułem na platformie kickstarter. Gra jakiegoś ogromnego szumu może nie zrobiła, ale sprzedała się całkiem nieźle i pewnie stąd decyzja o wydaniu. Na Ziemi nie ma już ludzi, ale zostały całkiem fajne fanty do zgarnięcia. Międzygalaktyczny rynek kwitnie i każdy chciałby mieć w swojej kapsule tablicę rejestracyjną z lokalnego poloneza, czy zabawkowego kota ruszającego łapką. Artefakty są w cenie, więc kosmiczne rasy obcych zaczynają panoszyć się po całym globie i próbują wydobyć cenne znaleziska i sprzedać je na jednym z rynków, szukając oczywiście najlepszej ceny. Przyznam szczerze, że to całkiem niezły pomysł na planszówkę.

Relikty ludzkości to gra autorstwa trójki osób – Dávid Turczi, Wai Yee oraz Gordon Calleja. Szczególnie to pierwsze nazwisko może wywoływać szybsze bicie serca. Wszakże to twórca znany z fenomenalnych (mniej lub bardziej) trybów solo oraz maczał palce w jednym z najlepszych tytułów – Anachrony. Relikty Ludzkości są przeznaczone dla maksymalnie pięciu graczy, ale oczywiście tryb solo również się znajdzie.

Ładne czy nie?

Zdania są dyskusyjne w tej materii. Z jednej strony Relikty Ludzkości nie straszą wyglądem, czy dziwnie zaprojektowanymi grafikami, z drugiej strony ich styl jest dość hermetyczny i nie przyciąga wzroku. Karty są dość cienkie i podatne na zarysowania oraz zniszczenia, więc szybciutko powinniśmy zapakować je w koszulki. Bardzo ładnie prezentują się drewniane figurki z kolorowymi nadrukami reprezentujące pionki naszych obcych. Szkoda, że handlarze zostali zrobieni jako zwykłe kosteczki, a nie jakieś dedykowane figurki. Jakość wykonania Reliktów jest okej i stoi na przyzwoitym poziomie.

Jak się grało?

Relikty Ludzkości to tytuł pełen sprzeczności i mieszanych emocji. Z jednej strony oferuje fantastyczne manipulowanie rynkiem i masę trudnych decyzji do podjęcia. Z drugiej strony wydaje mi się grą niepotrzebnie przeładowaną dziwnymi rozwiązaniami i spokojnie można by ściąć co niektóre pomysły bez utraty jakości lud troszkę je wygładzić. Gra ma na siebie pomysł, który jest naprawdę interesujący ale wydaje mi się, że zabrakło odrobiny developmentu i wygładzenia rozdmuchanych rozwiązań. Sztuką nie jest zrobienie gry dla fanów każdej z mechanik poprzez wrzucenie wielu mechanik do jednego worka. Wyznaję zasadę, że lepiej jest dać mniej a ciekawiej niż więcej a nudno i trudno. Rozgrywka trwa trzy rundy – ktoś powie mało! Sama partia za to może potrwać około dwóch godzin – zakładając, że nikt nie zamula. Miejsca na myślenie i zawiechy jest sporo. Zacznijmy od początku, czyli samego draftowania kart akcji. Sercem rozgrywki w Relikty Ludzkości oprócz tytułowych artefaktów są karty. Za ich pomocą będziemy wykonywać różnorakie akcje, więc chcemy mieć takie, które pozwolą nam na realizację naszego planu. Nawet będziemy zdobywać nowe, ale nie ma tu mowy o jakimś większym budowaniu talii.

Część kart jest stała i mamy pewność, że zaczniemy z nimi rozgrywkę. Pozostałe natomiast musimy wydraftować – i tutaj mamy pierwsze mieszane uczucia. Może to jeszcze nie wybrzmiewa, ale to najważniejszy i najbardziej frustrujący moment rozgrywki. Relikty Ludzkości to tytuł, w którym musimy planować. Dużo, intensywnie i najlepiej kilka ruchów do przodu, zakładając przy tym plany a, b i c. Uwielbiam ciężkie euraski, więc czułem się tutaj, jak ryba w wodzie. Draft w tym momencie wydaje się jeszcze fenomenalnym rozwiązaniem. Wybierzmy karty, które pomogą nam zrealizować nasz niecny plan zarobienia kilku kredytów, ale w późniejszej fazie wystarczy jeden kamyczek w trybiki naszego planu, by okazało się, że podczas draftu zrobiliśmy masę głupot. Moment wybierania kart jest jednocześnie ciekawy i mega frustrujący – ot, taki dysonans fundują nam Relikty.

Następna faza w rundzie to akcje. Tych mamy dość sporo, chociaż niektóre są niepotrzebne i dodane trochę dla samego skomplikowania rozgrywki. Podstawą jest ruch, który pozwoli znaleźć się naszym zwiadowcom w odpowiednich miejscach na mapie. Potem robi się już ciekawiej, ale i trudniej. Tu wychodzi trochę problemów z zapamiętaniem, co jest potrzebne, do jakiej akcji – raz interesuje nas kolor karty, innym razem jej symbol, a czasami zupełnie nic. Karta pomocy jest słabiutka – dostajemy masę ikonografii, która w żaden sposób nie pomagała podczas rozgrywki.

Najciekawszym mechanizmem w grze jest manipulowanie rynkami, na których będziemy sprzedawać zdobyte artefakty. Raz, że musimy zadbać o handlarza w miejscu, które nas interesuje to jeszcze pokombinować jak dopchać tam kupujących w odpowiednich kolorach. Nie zdążymy zrobić tego w ciągu naszej tury, więc musimy rozłożyć nasze plany w czasie. Przez to możemy często zrobić prezent przeciwnikowi, ale też wykorzystać jego potknięcia. W praktyce naprawdę to działa niesamowicie ciekawie i jest mocnym punktem Reliktów Ludzkości. W ciągu chwili możemy zmienić układ sił na planszy z klientami i sprawić, że przygotowywany przez innego gracza minisilniczek nie odpali z taką pompą, jaką zakładał. Grając w Relikty Ludzkości nigdy nie możemy być pewni, jaką sytuację ekonomiczną zastaniemy, gdy dojdzie do nas kolejka. Nasz misternie przygotowywany plan mógł już się dawno posypać i musimy kombinować inaczej. Podobało mi się ciągłe kombinowanie i szukanie okazji oraz bezlitosne korzystanie z błędów przeciwników. W grze nie ma co prawda jakiejś ostrej interakcji, ale będziemy musieli nauczyć się wykorzystywać każde odsłonięcie się innego gracza – bez tego nie wygramy.

W Reliktach Ludzkości podobała mi się spora liczba sposobów na zdobywanie punktów. Zbierając artefakty możemy otrzymać próbki, które zbieramy w naszej galerii. Oczywiście nie wspominam o sprzedaży, która generuje nam mnóstwo pieniędzy, jeżeli odpowiednio się do niej przygotujemy. Ostatnim miejscem na zdobycie dodatkowych kredytów jest centrum dowodzenia i zabawa w „kto ma więcej”. Pola są podzielone rynkami, więc im więcej sprzedamy na danym rynku, tym większą liczbą reprezentantów tam dysponujemy. Żeby tego było mało, z centrum połączone są rozkazy, czyli dodatkowe zdolności dość mocno wpływające na rozgrywkę. Głowa naprawdę potrafi parować od możliwości – jaką akcję zrobić, w co pójść.

Jak wygrać w Reliktach Ludzkości?

Samo punktowanie jest mocno powiązane z kosteczkami w kolorach graczy. Uspokajam, że na domiar wszystkiego nie ma tu jeszcze rzucania kostkami. Każdy z graczy ma pulę drewnianych kosteczek w swoim kolorze, które służą nam za handlarzy podczas sprzedaży artefaktów, reprezentantów w centrum dowodzenia, czy w końcu robią za strażników na planszy z próbkami. Niby mamy ich sporo, ale prędzej czy później okaże się, że jednak za mało i trzeba dobrze się nagłowić w co iść trochę bardziej, a gdzie odpuścić.

Asymetryczne frakcje i brak poczucia rozwoju

Jestem fanem wszelakich asymetrycznych rozwiązań, więc bardzo mnie cieszą unikatowe umiejętności frakcji w Reliktach Ludzkości. Nie są przewracające, ale potrafią wyznaczyć nam kierunek rozwoju w początkowych fazach gry. Miałem jednak problem z samą dynamiką rozgrywki. Zazwyczaj planszówki przyzwyczajają nas do poczucia rozwoju – im lepszy silniczek rozkręcimy, tym będziemy mogli łatwiej i efektywniej robić kolejne. Tutaj tego nie uświadczymy. Każda runda to wyzwanie rzucone na nowo, a jedyną zmienną są pieniądze, za które częściowo możemy sobie kupić dodatkowe towary na czarnym rynku. Na początku nie przeszkadzało mi takie podejście autora, ale po każdej kolejnej rozgrywce czułem się zmęczony partią – i to niekoniecznie w ten dobry sposób.

Podzielone opinie

Relikty Ludzkości nie są grą, która rozkochuje w sobie od pierwszej partii. Pomimo dość logicznych zasad w praktyce ciężko jest złapać co w zasadzie mamy robić. Najgorsze jest jednak to, że gra nie wybacza błędów i bardzo ciężko wykaraskać się z trudnego położenia. Wyobraźcie sobie taką sytuację – na planszy leżą jakieś artefakty. Zaczynamy rundę i draftujemy karty – mamy jakiś plan i ewentualnie jakąś deskę ratunkowa w razie niepowodzenia. Wszystko gra do momentu, aż okaże się, że tych artefaktów to już dawno nie ma, inne są daleko, a my i tak nie mamy kart pozwalających na zrobienie czegoś konkretnego. W trakcie rozgrywek nieraz miałem poczucie wegetacji przy stole – inni się cieszą, że udało im się srogo sprzedaż towary na trzech rynkach, a ja się zastanawiam, dlaczego muszę w to grać, skoro nic mi nie wychodzi. Dość trudno jest się odbudować po takiej rundzie, więc wystarczy jedna słabsza kolejka, by wypaść z wyścigu o zwycięstwo.

W ile osób?

Rozgrywka dwuosobowa nie znalazła za wiele uznania w moich oczach, chociaż jest prostsza pod względem taktycznym. Miejsca jest ciut więcej, więc szanse na zrealizowanie naszego planu są większe. Ciekawsza jest rozgrywka w większym składzie, ale tam oprócz problemów związanych z samą trudnością rozgrywki może dojść czas oczekiwania na swoją kolej. Może, ponieważ wcale nie musi. Jeżeli ktoś ma plan ułożony wcześniej, to tura przebiega sprawnie, ale jeżeli zostaliśmy postawieni przed faktem, gdy musimy wymyślić go na nowo, to kolejna osoba trochę na swój ruch poczeka.

Na zakończenie

Relikty Ludzkości to nietuzinkowe i całkiem ciekawe euro z ekonomicznym zacięciem, które nie rozkocha w sobie po pierwszej czy drugiej partii. Ten tytuł potrzebuje odpowiedniego składu, który lubi ciężkie planszówki, w których błędy są mocno piętnowane, a sytuacja zmienia się dość dynamicznie. Musimy bezlitośnie wykorzystywać potknięcia przeciwnika, co może wiązać się z wykluczeniem któregoś gracza z wyścigu o zwycięstwo. Niestety łatwo się odbić od Reliktów po pierwszych, niższych partiach. Jeżeli damy jej jednak szansę, to gra ma do pokazania kilka ciekawych pomysłów – fantastyczne manipulowanie rynkami, czy zarządzanie kosteczkami, których tylko pozornie jest całkiem sporo. Nie będzie to tytuł, który zawojuje świat, ale jeżeli trafi na podatny grunt, to odwdzięczy się wymagającą rozgrywką. Zagrać warto, ale przed zakupem przetestujcie, czy do na pewno tytuł dla was.

[WSPÓŁPRACA REKLAMOWA] Dziękujemy wydawnictwu Galakta za przekazanie gry do recenzji. Nie miało to wpływu na zawarte tu opinie.

Może zainteresuje Cię recenzja gry W grocie króla gór?

Relikty Ludzkości do kupienia tutaj.

Poprzednio Ewolucja gier o Harrym Potterze - Od skromnych początków po Hogwarts Legacy
Następny Czwarta Faza Marvela - Czyli jedna wielka niewiadoma