Dzikie Serengeti – recenzja – z kamerą wśród zwierząt.


Kamera, ujęcia i kolejny piękny kadr zrobiony. Dzikie Serengeti od wydawnictwa Galakta zabiera nas na sawannę i odkrywa przed nami przepiękne widoczki pełne niesamowicie wyglądających zwierząt. Kto nakręci z tego najlepszy film. Czy gra zasługuje na Oscara?

Dzikie Serengeti to gra dla początkujących filmowców chcących nagrać najlepszy dokument w historii światowej kinematografii. Gra zabiera nas do tytułowego parku Serengeti, w którym żyją przeróżne zwierzęta. Będziemy odkrywać nowe gatunki, szukać odpowiednich ujęć i rozsądnie żonglować topniejącymi zasobami, inwestując wszystko w ten jeden niepowtarzalny kadr. Brzmi jak przyjemna gra logiczna, która jeszcze ładnie wygląda!

Wykonanie

Gra jest fantastycznie wykonana i życzyłbym wszystkim, aby każda planszówka tak wyglądała. Czy jest to zbędne wykonanie? Oczywiście, że tak. Czy gra zrobiłaby wtedy takie wrażenie? Oczywiście, że nie! Figurki zwierząt to najładniej zrobione mee ple, jakie widziałem od dawna. Skała służąca do śledzenia rund oraz celów końcowych to ten sam problem co w Ever dell – w pudełku się nie mieści, wrażenie na planszy robi i jest całkowicie zbędna do zabawy. Wszystkie elementy kartonowe są najwyżej jakości, a karty przyjemnie grube i ładnie wykończone. Oprawa graficzna zasługuje na ogromny plus.

Wrażenia z sawanny

Dzikie Serengeti to tytuł, który trochę mnie oszukał. Mamy tu przepięknie wydaną grę, sporo elementów i potencjał na główkowanie, ale niewiele mięsistej gry wymagającej naszego udziału. Spodziewałem się trochę cięższej rozgrywki, a dostałem tytuł bardziej rodzinny i mocno rozdmuchany pod względem wykonania. Cała gra to abstrakcyjna układanka, która pod pozornym rozmachem jest tylko abstrakcyjną układanką z ładnymi figurkami zwierząt. Spodziewałem się trochę większej i cięższej gry, a dostałem lekkie i rodzinne kombinowanie ze sporą dozą losowości, prostymi zasadami i całkiem ciekawym punktowaniem. Gra się na pewno obroni wśród początkujących fanów gier, ale ci bardziej doświadczeni raczej nie znajdą tutaj niczego ciekawego.

Dzikie Serengeti to nie jest zła gra, ale nie wyróżnia się na tle innych tytułów niczym szczególnym. Mamy kilka akcji, ograniczoną pulę gotówki do wydania i jeden cel – zrealizowanie jak największej liczby kart cel… tfu, kadrów. Podobało mi się to, że pula zwierząt na planszy jest wspólna i pomagając sobie można mniej lub bardziej świadomie utrudnić życie przeciwnikowi. Nie czułem, że układam swojego pasjansa, a plansza cały czas żyje i zmienia się pod wpływem naszych decyzji. Przesunąłem lwa na inne pole – zepsuję kadr komuś innemu lub w drugą stronę zupełnie nieświadomie właśnie zapunktowałem komuś kartę.

Sytuacja na planszy jest bardzo dynamiczna i właśnie te ślepe decyzje powodują, że trudno jest coś zaplanować. Niby jakaś strategia jest, ale zmienia się tak szybko, że nie warto się do niej zbytnio przywiązywać tylko czerpać z nadarzających się okazji. Gorzej, gdy nam akurat się nie trafią – wtedy będzie trochę przykro i zaczniemy zauważać kolejną wadę gry – losowość. Okazuje się, że w grze o układaniu zwierząt w pożądane symbole najważniejsze okazują się karty i spora ich liczba na ręce. Im więcej możliwości, tym częściej jesteśmy w stanie wykorzystać okazję podsuwane przez innych. Karty dają nam symbole do punktowania oraz inne bonusy przydatne w grze.

Jeżeli mowa już o samych kadrach, to podobał mi się pomysł na podzielenie ich według trzech rodzajów. Są kadry prostsze i trudniejsze do zrealizowania, ale każdy wymaga lekkiego główkowania i wypatrzenia dobrej okazji. Pozorny ruch i wyłożenie tego czy innego zwierzaka może nas przybliżyć do realizacji jakiejś karty w przyszłości.

Droga do zwycięstwa często bywa kręta

Na pewno mocną stroną Dzikiego Serengeti jest spora doza regrywalności. Dróg do zwycięstwa jest cała masa dzięki różnym nagrodom i sposobom punktowania. Mam jednak wrażenie, że niektóre ścieżki są łatwiejsze w realizacji od innych i nie tak podatne na losowy dobór kart. Jak pewnie wiecie, stosik kadrów w Dzikim Serengeti jest dość pokaźny – z jednej strony im więcej kart, tym lepiej. Z drugiej czasami dokopanie się do konkretnej karty pasującej do naszej strategii jest kłopotliwe. Dlatego dość szybko widać, że takie polubienia, czy rzadkie ujęcia są mniej sytuacyjne i dadzą nam więcej punktów niż zbieranie setów roślin, których musimy uzbierać dużo, żeby zaczęły dobrze działać. Ocena kart jest bardzo ważna i można sobie skomplikować partię, wybierając nieadekwatną ścieżkę zbierania punktów już na początku partii. Naprawienie tego w późniejszym etapie gry wcale nie jest takie łatwe.

Czas rozgrywki, czyli dwa słowa o czekaniu na swoją kolejkę

Dzikie Serengeti to prosta gra, która potrafi się niesamowicie dłużyć. Ostatnie rundy są zazwyczaj kulminacją gry i robimy tam najwięcej. Tutaj jest różnie i wszystko zależy od ułożenia zwierzaków i migracji, które losowo wywalają niektóre figurki z planszy. Karty, nawet niezrealizowane są widoczne dla każdego, więc jeżeli trafimy na gracza, który lubi analizować ruchy przeciwników to poczekamy sobie na naszą kolej. Nawet jeżeli gramy trochę na żywioł i tak rundy graczy trwają dobrą chwilę – w końcu mamy trochę kart, ograniczone zasoby i chcemy punktować jak najczęściej, więc jest nad, czym dumać.

Dla kogo?

Dzikie Serengeti to gra o całkiem prostych i przystępnych zasadach, a ze względu na niesamowite wykonanie może być niezłym sposobem na przyciągnięcie niegrającej części znajomych do planszówek. Warto też pokazać grę dzieciakom – ogarnięty dziesięciolatek powinien dać radę odczytać z kart, jaki układ należy zebrać, żeby zrealizować daną kartę. Po lekturze instrukcji nie ma się też jakichś większych pytań co do rozgrywki – można rozkładać Serengeti i grać. Duży plus za próg wejścia. Jeżeli chodzi o liczbę osób przy stole, to dużo lepiej grało mi się w dwie osoby.

Na zakończenie

Dzikie Serengeti to gra abstrakcyjna, która kusi przepięknym wykonaniem i całkiem sprytną rozgrywką bardziej skierowaną ku graczom lubującym się w lżejszych, rodzinnych pozycjach. Czego my tu nie mamy? Jest trójwymiarowa skała, która trochę na siłę szuka dla siebie zastosowań oraz przepiękne figurki zwierząt, które robią wrażenie na każdym, kto zobaczy je na planszy. Czas spędzamy nad przyjemnym kombinowaniem nad ułożeniem zwierzaków na mapę według wzoru podanego na karcie kadru. Niestety sporo w tym przypadku i akcji innych graczy niż większego planowania. Dlatego dużo lepiej grało mi się w dwie osoby, niż pełnym składem – pojawiało się miejsce na ciut więcej planowania i gra w moich oczach jest przez to dużo ciekawsza. Gra każe nam wykorzystywać nadarzające się okazje, a nie planować długofalowo – szybko da się zauważyć, że nie jest to zbyt opłacalne. Dzikie Serengeti trwa też za długo w stosunku do płynącej z rozgrywki frajdy i ostatnie rundy mogą nas troszkę wymęczyć. To nie jest zły tytuł i na pewno da wam kilka przyjemnych partii, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym, żeby przebić się na szerokie wody. Przed zakupem zagrajcie i sprawdźcie, czy to na pewno tytuł dla was.

Może zainteresuje Cię recenzja Teraktowej Armi?

Dziki Serengeti do kupienia tutaj. 

Brak komentarzy

Zostaw Komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzednio Najlepsze gry wideo 2022 roku - poza schematami
Następny Czarna Pantera - Wakanda w moim sercu na Disney+ 1 lutego